Poniedziałkowe rozmowy w "Budryku" zakończyły się fiaskiem. Górnicy wracają strajkować po ziemię. Tłumaczą, że zarząd JSW wycofał się ze składanych wcześniej propozycji.
- Rozmowy zostały nieoczekiwanie przerwane. Przedstawiliśmy naszą propozycję porozumienia, wycofując się z niektórych wcześniejszych punktów. Strona związkowa się do tego w ogóle nie ustosunkowała - powiedziała po rozmowach rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer.
Koniec roku na minusie
Wyjaśniła, że w związku ze strajkiem w "Budryku", oznaczającym ok. dwa mln zł strat dziennie, sytuacja finansowa spółki zmienia się z dnia na dzień. Jeszcze w piątek szacowano, że "Budryk" zamknie ubiegły rok zyskiem rzędu 1 mln zł (przed strajkiem zakładano ponad 25 mln zł), teraz już wiadomo, że nie wyjdzie na plus.
- Niektóre wcześniejsze propozycje były uwarunkowane osiągnięciem przez kopalnię pozytywnego wyniku finansowego - przypomniała Jabłońska-Bajer, zaznaczając, że rozmowy z protestującymi będą kontynuowane. Terminu kolejnych negocjacji na razie nie ustalono. Być może nastąpi to we wtorek lub środę.
Zawiedzione nadzieje
Wcześniej górnicy z "Budryka", który od 4 stycznia jest częścią JSW, dążyli do zrównania ich płac z pensjami, jakie dostają górnicy w innych kopalniach spółki. Oznaczało to podwyżki o ponad 600 zł. W piątek jednak nieco ustąpili. Zgodzili się bowiem na takie zarobki, jakie mają ich koledzy z kopalni Krupiński, czyli najniższe w spółce. Jak podawali związkowcy, wynoszą o ok. 200 zł mniej niż średnia płaca w spółce (5,5 tys. brutto, dane JSW). Stopniowo jednak płace miały być zrównywane do średniego poziomu zarobków w JSW.
Po poniedziałkowej wypowiedzi wicepremiera Waldemara Pawlaka, który przypomniał, że resort nie jest stroną w tym sporze, a decyzje należą do zarządu JSW, protestujący byli przed negocjacjami dobrej myśli. Prezes JSW, Jarosław Zagórowski był bardziej sceptyczny. Na pytanie, czy w poniedziałek zawarte zostanie porozumienie kończące strajk odpowiedział: - Zobaczymy.
Warszawa chce zarżnąć Budryka?
Odpowiedzialność za nową postawę zarządu JSW i fiasko rozmów protestujący przypisują ministerstwu gospodarki. Prezes spółki Jarosław Zagórowski podkreślał jednak, że to zarząd odpowiada za składane związkowcom propozycje, a z właścicielem jedynie konsultował swoje stanowisko w tej sprawie. Efektów tych konsultacji Zagórowski nie zdradził.
- Prezes przedstawił nam dziś propozycję, która likwiduje wszystkie dotychczasowe ustalenia w zakresie płacowym, cofa się nawet dalej niż punkt wyjścia - ocenił jeden z liderów protestu, Krzysztof Łabądź z "Sierpnia 80"
- Podejrzewamy, że tu są działania z Warszawy takie, które idą w kierunku po prostu zarżnięcia tej kopalni. Najdosłowniej zarżnąć chcą tą kopalnię poprzez strajk i niepodpisywanie żadnych porozumień; by doprowadzić to tego, że ktoś w Warszawie ma już cenę za tą kopalnię i ona nie będzie już w JSW, ale będzie sprzedana gdzie indziej - mówił Łabądź.
Odrzucił zarzuty, że to protestujący wyniszczają kopalnię strajkiem i swoją postawą. Jak powiedział, związkowcy składali wiele kompromisowych propozycji, a podczas poprzednich negocjacji zarząd JSW wiele z nich akceptował. Teraz jednak wycofał się z wcześniejszych ustaleń, co zbulwersowało komitet strajkowy.
Źródło: PAP, tvn24.pl