Ponad połowa studentów czołowych polskich uczelni jest gotowa wyjechać za granicę - wynika z badań Szkoły Głównej Handlowej i firmy doradczej Deloitte. Czy czeka nas drenaż mózgów? - pyta "Rzeczpospolita".
"Rz" przytacza przykład z Wrocławia. W czwartek na spotkanie ze studentami przyjadą tam z Niemiec szefowie znanej firmy Rucker, produkującej nadwozia dla czołowych koncernów motoryzacyjnych. Chcą rozmawiać z osobami, które mają średnią ocen co najmniej cztery, znają angielski i chociaż trochę niemiecki. Z tego ostatniego wymogu szefowie Ruckera są jednak gotowi zrezygnować, jeśli znajdą dobrych kandydatów z angielskim.
Zglobalizowani
Ilu z nich zdecyduje się na wyjazd, nie wiadomo. Jednak według badań SGH i Deloitte, prawie sześciu na dziesięciu studentów i absolwentów czołowych polskich uczelni deklaruje gotowość do przeprowadzki za granicę ze względu na ciekawą ofertę pracy. – Mamy zglobalizowanych studentów i bardzo lokalny rynek pracy. W rezultacie przegrywamy wojnę o talenty – mówi w rozmowie z "Rz" dr Tomasz Rostkowski z Katedry Rozwoju Kapitału Ludzkiego SGH.
Krystyna Iglicka, ekonomistka i demograf z Uczelni Łazarskiego w Warszawie, ocenia, że ponad 20 proc. osób, które wyjechały po 2004 r. do pracy na Zachodzie, miało dyplom wyższej uczelni. – Po raz pierwszy w historii mamy wśród migrantów zarobkowych nadreprezentację osób z wyższym wykształceniem – podkreśla prof. Iglicka na łamach "Rz".
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu