Wynika z kontroli przeprowadzonej na polecenie premiera wykazały, że była minister pracy wydała na premie 23 proc. środków zamiast planowanych trzech proc. W tym samym czasie nie płaciła grzywien, jakie na resort nakładał sąd - pisze "Rzeczpospolita".
Niezgodnie z prawem premię otrzymał prawie co trzeci pracownik ministerstwa. Rekordową nagrodę dostał Ryszard Wijas, do niedawna szef PFRON. Po trzech tygodniach pracy w ministerstwie dostał 23 tys. zł premii.
Lukratywna chociaż krótka kariera
Ryszard Wijas został dyrektorem generalnym w ministerstwie Kalaty 25 listopada, w połowie grudnia już dostał dwie nagrody: okresową i specjalną. Wnioskował o nie bezpośredni podwładny Wijasa. Niedługo potem Wijas dzięki Samoobronie został prezesem PFRON. To stanowisko stracił w ubiegłym tygodniu po ujawnieniu przez "Gazetę Wyborczą" skandalu z nowymi aneksami do umów dla szefów regionalnych funduszy. Umowy miały gwarantować im 200 tys. zł odpraw.
Oprócz Wijasa obdarowane zostały dwie dyrektorki ministerstwa Kalaty: Dorota Habich i Grażyna Szestakow-Wilamowska dostały po dziewięć i pięć tys. zł tylko za tzw. ciągłość zatrudnienia.
Grzywny do szuflady
Trzy miesiące temu prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie złożył do premiera skargę na minister Annę Kalatę, ponieważ resort nie płacił grzywien, jakie nakładał na nie sąd za nieprzekazywanie skarg obywateli, akt ich spraw oraz za niewykonanie wyroków sądu.
W ciągu pięciu miesięcy, od października do marca, minister Kalata została ukarana przez sąd grzywnami w wysokości 25 tys. zł i żadnej nie zapłaciła. Podczas kolejnej kontroli, jaką po skardze sądu administracyjnego zarządził premier, okazało się, że w ministerstwie nie można odnaleźć dokumentów, których dotyczyły skargi.
Winnych nie było, bo w ciągu pięciu ostatnich miesięcy funkcję dyrektora generalnego ministerstwa pracy pełniło aż pięć osób, podobnie często zmieniali się kierownicy biura kontroli, które było odpowiedzialne za wyjaśnianie skarg obywateli.
Dopiero podczas kontroli premiera minister Kalata wniosła do WSA skargę kasacyjną i prośbę o umorzenie 7,5 tys. zł. W uzasadnieniu skrytykowała sąd: "Nie do końca jasna jest polityka sądu prowadzona wobec organu administracji polegająca na nakładaniu kar pieniężnych, albowiem takie działanie z pewnością nie zniechęci (skarżącego) do wszczynania dalszych procesów". Prośbę umorzenia grzywny motywowała "nadmiernym obciążeniem budżetowym i innymi ciężkimi skutkami".
Wielkie porządki pod nowymi rządami
Dwa tygodnie temu Anna Kalata podała się do dymisji. Zastąpiła ją Joanna Kluzik-Rostkowska.
- Zapłaciliśmy już 25 tys. zł kar - mówi Jarosław Krajewski, doradca minister Kluzik-Rostkowskiej. - Od części spraw i wyroków, tam gdzie to było możliwe, odwołaliśmy się. Niestety, nie udało się wyciągnąć konsekwencji dyscyplinarnych wobec pracowników bezpośrednio odpowiedzialnych za zaniedbania. Pracowali na umowę-zlecenie - przyznaje Krajewski.
Nowa minister wzmocniła nadzór nad obiegiem dokumentów. - Premie będą tylko dla naprawdę najlepszych - podkreśla doradca minister. Mimo wielu prób nie udało nam się porozmawiać z Anną Kalatą. Jej dotychczasowa asystentka powiedziała, że również nie ma z nią kontaktu.
"Twarda baba"
Anna Kalata jako minister pracy chciała wydłużać urlop macierzyński z 14 do 16 tygodni, choć w Polsce obowiązuje właśnie 16 tygodni na pierwsze dziecko. Wymyśliła też, że osoby, które rejestrują się jako bezrobotni tylko po to, aby korzystać z bezpłatnego ubezpieczenia zdrowotnego, powinny być rejestrowane w innych instytucjach niż urzędy pracy.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24