Protest przewoźników na granicy polsko-ukraińskiej na początku przyszłego tygodnia zostanie rozszerzony o przejście graniczne w Medyce. Taka zapowiedź padła podczas piątkowej konferencji prasowej przedstawicieli branży przewozów transportowych zrzeszonych w Komitecie Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu.
Obecnie protesty trwają na przejściach w Hrebennem i Dorohusku w województwie lubelskim. Policja informowała w piątek o poranku, że około 190 godzin muszą czekać kierowcy tirów stojących w kolejce do przejścia z Ukrainą w Dorohusku. W Hrebennem czas oczekiwania wynosi 125 godzin.
Przedstawiciele branży przewozów transportowych zrzeszeni w Komitecie Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu zapowiedzieli podczas piątkowej konferencji prasowej w Warszawie, że na początku przyszłego tygodnia protest na granicy polsko-ukraińskiej zostanie rozszerzony o przejście graniczne w Medyce.
- Jest zgłoszony. Do protestu (w Medyce - red.) dołączają rolnicy z Organizacji Oszukana Wieś, w tym momencie są już na Korczowej (polsko-ukraińskie przejście graniczne Korczowa-Krakowiec w województwie podkarpackim - red.) - powiedział Rafał Mekler, przewoźnik z województwa lubelskiego.
Już teraz na przejściu granicznym w Medyce trzeba czekać w długich kolejkach. Krajowa Administracja Skarbowa informowała w piątek, że kierowcy samochodów ciężarowych muszą czekać na przekroczenie polsko-ukraińskiej granicy przez przejście w Medyce około 109 godzin.
Wniosek polskich przewoźników do Komisji Europejskiej
Komitet Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu poinformował także podczas konferencji prasowej, że złoży w Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Polsce wniosek w sprawie "przywrócenia zezwoleń na przewozy komercyjne dla pojazdów z Ukrainy" w związku z pogarszającą się sytuacją polskiego sektora transportowego.
Przewoźnicy napisali w nim m.in., że sektor transportowy ma 6-procentowy udział w PKB Polski, zatrudnia ponad 1 mln osób, a branża do krajowego i samorządowego budżetu wpłaca 16 mld zł rocznie. Jako powód kryzysu wskazali umowę między Unią Europejska a Ukrainą, która m.in. zniosła zezwolenia na przewozy komercyjne z Ukrainy.
Rafał Mekler w rozmowie z Polską Agencją Prasową jako przykład tego, ile tracą polscy przewoźnicy, wskazał liczbę zezwoleń na przewozy, jakimi wymieniano się z Ukrainą. - Suma wszystkich zezwoleń sprzed wojny to około 360 tysięcy plus minus 20, bo Ukraina zawsze prosiła o więcej. To było dzielone po połowie między stronę polską i ukraińską. Liczba przewozów wykonanych, w połowie roku szacujemy na ponad 600 tysięcy, teraz jest to około 1 milion, a polscy przewoźnicy partycypują w tym na poziomie może 5 procent - ocenił Mekler.
- Straciliśmy też rynki, które były dotychczas obsługiwane przez przewoźników polskich: Rosję, Kazachstan, Białoruś, Mongolię - dodał. Stwierdził, że przewoźnicy oczekują, iż nie będą stać na granicy i uzyskają "symetryczny dostęp" do ukraińskiego rynku.
"Wymiana handlowa od kilku tygodni drastycznie spada"
Przewoźnik przekazał, że na spotkaniu z ministrem infrastruktury przewoźnicy proponowali, by zezwolenia na przewóz podzielić w systemie 60 do 40 proc. na korzyść Ukrainy. - My bierzemy 40 procent, oni biorą 60 procent. Ponadto chcemy, żeby z systemu limitów pozwoleń wyłączone były przewozy humanitarne i przewozy militarne. Już teraz blokując granicę, przepuszczamy takie przewozy - powiedział.
Przewoźnik podkreślił, że transport towarów jest barometrem gospodarki. - Widzimy, że wymiana handlowa od kilku tygodni drastycznie spada. Porównując lata poprzednie, końcówka roku to były żniwa (dla przewoźników - red.) - zwrócił uwagę Mekler. - Mamy listopad, powinna być przedświąteczna gorączka w całej Europie, a tego nie ma - ładunków jest nadal mało i na to wszystko nałożyła nam się konkurencja z Ukrainy, która wjeżdża do Polski - zauważył.
Źródło: PAP