- To paradoks - tak o sprzecznych interpretacjach sytuacji ubezpieczonych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych mówi w rozmowie z biznesową redakcją tvn24.pl Joanna Kawecka, radczyni prawna. Prowadzi i zna sprawy ludzi, którzy na skutek decyzji ZUS-u musieli zwrócić ogromne kwoty. Spory z ubezpieczycielem ciągną się latami. My przybliżamy trzy historie osób, które w wyniku decyzji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych były skazane na wieloletnią, kosztowną walkę.
- Najczęstsze sprawy sądowe dotyczą podlegania ubezpieczeniom społecznym. ZUS uważa, że prowadzona działalność gospodarcza bądź umowa o pracę są fikcyjne, a ich celem jest jedynie uzyskanie świadczeń z ubezpieczeń społecznych - rozpoczyna rozmowę z biznesową redakcją tvn24.pl Joanna Kawecka, radczyni prawna z Wrocławia.
"Nie prowadziła firmy, a jedynie stwarzała pozory jej prowadzenia"
Historia pierwsza.
Pani Ewelina założyła działalność gospodarczą będąc w ciąży i zadeklarowała maksymalną podstawę wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne, obowiązkowe jak i chorobowe w wysokości ok. 8-9 tys. zł. Po trzech miesiącach poszła na zwolnienie lekarskie. Po urodzeniu dziecka rozpoczęła pobieranie zasiłku macierzyńskiego.
- Kobieta zaszła w kolejną ciążę, która od początku była zagrożona i do porodu przebywała na zwolnieniach lekarskich. Po czterech latach wróciła do kontynuowania działalności gospodarczej. Wtedy ZUS wszczął wobec niej postepowanie wyjaśniające. Stwierdził, że sprawdzi czy faktycznie prowadziła firmę, a tym samym czy wypłacone jej świadczenia są należne - tłumaczy to działanie Joanna Kawecka.
Podaje, że łączna kwota wypłaconych zasiłków w tym przypadku wyniosła ok. 250 tys. zł. Natomiast składki jakie pani Ewelina opłaciła, to jedynie kilka tysięcy złotych.
- Po przeprowadzonym postępowaniu wyjaśniającym ZUS wydał decyzję, że nie podlega ona obowiązkowemu oraz dobrowolnemu ubezpieczeniu chorobowemu z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej. Stwierdzono, że nie prowadziła firmy, a jedynie stwarzała pozory jej prowadzenia. Pozorowała działalność tylko po to, aby otrzymać świadczenia z ZUS - precyzuje radczyni prawna.
Sąd pierwszej instancji przyznał rację pani Ewelinie i stwierdził, że faktycznie prowadziła działalność gospodarczą. Z kolei sąd drugiej instancji uznał, że ZUS ma rację. - Musiała zwrócić wszystkie świadczenia jakie otrzymała wraz z odsetkami, czyli około trzysta tysięcy złotych - opowiada Kawecka.
Wskazuje, że paradoks tej sytuacji polega na tym, że wcześniej ZUS kilkukrotnie przeprowadził kontrole u pani Eweliny i sprawdzał zasadność wykorzystywania zwolnień lekarskich. - Podczas nich wstrzymywał wypłatę świadczeń, a po zakończeniu kontroli nie wysyłał żadnych pism. Po prostu wznawiał wypłatę świadczeń. Dlatego ta pani pozostawała w usprawiedliwionym przekonaniu, że wszystko jest okej, że nie łamie prawa - argumentuje radczyni.
Sprawa o zwrot świadczeń znowu trafiła do sądu. - Sprawę wygrałyśmy. Z moich obserwacji wynika, że panuje społeczne przekonanie, że z taką instytucją jaką jest ZUS nie da się wygrać, ale to nie jest prawdą - zastrzega.
Uważa, że często nie rozumiemy treści zusowskich pism, w tym treści decyzji jakie otrzymujemy. - Bywa, że są one napisane mało przystępnym językiem. Powołana jest bardzo duża ilość artykułów, w których faktyczne uzasadnienie decyzji się po prostu gubi. Statystyczny odbiorca otrzymując takie pisma po prostu nie wie o co chodzi - stwierdza.
O skalę odwołań do decyzji ZUS, pytamy 20 i 24 maja biuro prasowe organu. Na nasze pytania do czasu publikacji artykułu nie otrzymujemy odpowiedzi. Najbardziej aktualne dane znajdujemy w dokumencie ZUS "Informacja o świadczeniach pieniężnych z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych". W pierwszym półroczu 2023 roku przekazane do sądu zostało 61 655 spraw, w tym sąd uwzględnił 14 074 odwołań. Odrzucił 30 578, umorzył 14 378, w 635 przypadkach uchylił decyzję ZUS i przekazał do ponownego rozpoznania.
Emerytka ma zwrócić 65 tysięcy złotych do ZUS
Historia druga.
Pani Monika, emerytka, dorabia sobie w Niemczech na tzw. mini-jobach (job z ang. praca). Opiekuje się osobami starszymi, w zależności od potrzeb jej rodziny.
Mini-job to minizatrudnienie, w którym istnieje określona ustawowo granica wynagrodzenia lub określony czas wykonywania pracy. Pracownik może być zatrudniony zarówno w obszarze działalności gospodarczej lub w prywatnych gospodarstwach domowych.
Joanna Kawecka wspomina, że w momencie składnia wniosku o emeryturę pani Monika uważała, że mini-job nie jest umową o pracę. - Tak też zaznaczyła na wniosku o przyznanie jej emerytury. Pracę w Niemczech traktowała jako umowę zlecenie, nawet rozmawiała o tym z pracowniczką ZUS, która przyjmowała dokumenty w okienku jednego z oddziałów. To był ważny punkt, bo osoba, która składa wniosek o emeryturę na dzień złożenia tego wniosku nie powinna mieć stosunku pracy, być pracownikiem - zaznacza.
Seniorka wypełniła wniosek, który został przez Zakład przyjęty, przez lata wypłacał jej emeryturę. - Emerytka jednak otrzymała decyzję nakazującą zwrot około 65 tysięcy złotych. Uznano, że wprowadziła ZUS w błąd zaznaczając z premedytacją okienko o braku zatrudnienia. A wykonywała tę pracę od czasu do czasu w Niemczech. ZUS skierował również sprawę do prokuratury - wyjaśnia radczyni.
Dlaczego? - To paradoks. Raz ZUS podważa zatrudnienie z tytułu umowy o pracę i to dotyczy bardzo często kobiet w ciąży. Wówczas nierzadko w decyzjach wskazuje, że jest to jednak umowa zlecenie, chociażby ze względu na brak systematyczności wykonywania danych czynności. Natomiast tu, kiedy bez wątpienia brak jest przesłanek do uznania danego stosunku za umowę o pracę, brak jakiekolwiek systematyczności w wykonywanych czynnościach, okazuje się, że jest to jednak stosunek pracy - zwraca uwagę Joanna Kawecka i dodaje, że sprawa pani Moniki wciąż jest w sądzie.
Była na L4, ale "odebrała zaświadczenie osobiście"
Historia trzecia.
Słyszymy od radczyni prawnej, że wśród spraw, które są najbardziej popularne na wokandzie to również te, z wykorzystywaniem zwolnienia lekarskiego niezgodnie z przeznaczeniem. - Pani Aneta wykonywała pracę zarobkową w okresie orzeczonej niezdolności do pracy. ZUS wydał w stosunku do niej decyzję, na mocy której zażądał zwrotu kwoty około 180 tysięcy złotych. W okresie orzeczonej niezdolności do pracy wykonywała czynności związane z prowadzeniem działalności gospodarczej - opisuje Kawecka.
Wymienia, że kobieta wystawiła kilka faktur, złożyła do ZUS wniosek o wydanie zaświadczenia o wypłaconych zasiłkach oraz odebrała to zaświadczenie osobiście z oddziału ZUS.
- Nie każde wykonanie czynności związanych z prowadzoną działalnością może skutkować utratą prawa do zasiłku chorobowego i takie też stanowisko utrwaliło się w orzecznictwie Sądu Najwyższego. Zasadą jest, że wykonywanie pracy podczas L4 jest przesłanką negatywną do prawa do zasiłku. Prowadzi do utraty świadczenia. Ustawa nie określa tutaj wyjątków, niemniej jednak przyjmuje się, że sporadyczna, wymuszona okolicznościami aktywność zawodowa może usprawiedliwiać zachowanie prawa do zasiłku chorobowego - wyjaśnia radczyni.
Jednocześnie zwraca uwagę, że celem zwolnienia lekarskiego jest odzyskanie zdolności do pracy, a wykonywanie czynności, które mogą przedłużyć tę niezdolność jest sprzeczne z celem zwolnienia. Według niej wszystko zależy od indywidualnej sytuacji.
- W wyroku pani Anety sąd wskazał, że "korzystanie ze zwolnienia od pracy z powodu choroby nie oznacza, że ubezpieczony nie może podejmować żadnych przejawów aktywności społecznej oraz że nie może załatwiać spraw urzędowych. Przeciwnie – mając na uwadze nakaz korzystania ze zwolnienia zgodnie z jego celem – powinien wystrzegać się tylko takiej aktywności, która może spowodować opóźnienie rekonwalescencji" - cytuje pismo Joanna Kawecka.
Radczyni prawna w naszej rozmowie zaznacza, że tego typu sprawy sądowe trwają około dwa lata.
Chcesz podzielić się ważnym tematem? Skontaktuj się z autorką tekstu: joanna.rubin@wbd.com
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock