W Sądzie Okręgowym w Olsztynie zapadł kolejny wyrok w sprawie Jacka Wacha. Mężczyzna został skazany m.in. za zabójstwo. W więzieniu ma spędzić resztę życia. Wyrok nie jest prawomocny. Wach za to samo zabójstwo został skazany już w 2003 roku, ale potem do zbrodni przyznał się ktoś inny, a jego po latach uniewinniono od tego zarzutu. Po apelacji sprawa trafiła ponownie na wokandę.
W piątek (23 grudnia) przed Sądem Okręgowym w Olsztynie zapadł kolejny już wyrok w sprawie Jacka Wacha. Sąd uznał mężczyznę za winnego udziału - wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami - w spowodowaniu śmierci Tomasza S., jego uwięzieniu i torturowaniu. Oskarżony usłyszał wyrok dożywocia.
Sąd przyznał w uzasadnieniu, że nie ma dowodów bezpośrednio potwierdzających sprawstwo mężczyzny. Wziął jednak pod uwagę zeznania świadków, protokoły oględzin i opinie biegłych. Sąd stwierdził, że Tomasz S. był przed śmiercią więziony w metalowej klatce i torturowany.
- Był bity. W tym metalowym młotem po nogach. Wiertarką przewiercono mu prawe kolano - mówiła, podczas ogłaszania wyroku, sędzia Monika Niedziałkowska-Stępnowska.
Sąd: oskarżony wymaga trwałego odizolowania
Karę dożywotniego pozbawienia wolności sąd uzasadnił m.in. wysokim stopniem szkodliwości społecznej zarzucanej oskarżonemu zbrodni oraz okrucieństwem i drastycznością cierpień zadawanych Tomaszowi S. W ocenie sądu oskarżony jest osobą niebezpieczną i zdemoralizowaną, o czym świadczyć ma nie tylko zarzucany mu czyn i bezwzględność działania, ale również wielokrotna karalność i niepoddawanie się resocjalizacji.
- Jest osobą - zdaniem sądu - wymagającą trwałego odizolowania. Osobą, przed którą społeczeństwo należy chronić - stwierdziła sędzia.
Olsztyński sąd zdecydował też o zastosowaniu wobec oskarżonego tymczasowego aresztowania. Aktualnie jest on tymczasowo aresztowany do innej sprawy, nadzorowanej przez Pomorski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Gdańsku.
Rozstrzygnięcie nie jest prawomocne.
Płynęli kajakiem, zauważyli reklamówkę, w środku była głowa
Sprawa sięga sierpnia 1999 roku, kiedy to matka z dzieckiem płynęła kajakiem po Jeziorze Pluszne (woj. warmińsko-mazurskie). W pewnym momencie zauważyli płynącą reklamówkę. Okazało się, że w środku była głowa (była w znacznym stanie rozkładu).
Policja ustaliła, że w pobliżu znajdują się kolejne szczątki - m.in. podudzie i nadgarstki. Zlecono badania DNA i badania wspomagające - superprojekcję, a więc odtwarzanie wyglądu twarzy zmarłego na podstawie czaszki.
Śledczy ustalili, że ciało może należeć do suwalskiego gangstera Tomasz S. pseudonim "Sadza", który zniknął w 1999 roku i był podejrzewany o podłożenie bomby innej osobie z półświatka - Krzysztofowi A.
- Do zamachu doszło 23 grudnia 1997 r. w Suwałkach. Pod samochodem mającego opinię gangstera i liczącego się w miejscowym półświatku Krzysztofa A., umieszczono bombę i kiedy wjeżdżał do garażu, bomba zdetonowała - wyjaśniał Olgierd Dąbrowski-Żegalski, były wiceprezes Sądu Okręgowego w Olsztynie w reportażu Marty Abramczyk "Tajemnica pociętego ciała".
Był przedstawiany jako ekspert do spraw przesłuchań
W wyniku wybuchu gangster stracił nogę. Samodzielnie rozpoczął poszukiwania zamachowca. Stworzył grupę osób, która miała ustalić, kto stoi za atakiem.
- Ci mężczyźni nie przebierali w środkach. Zatrzymywali, przetrzymywali, pozbawiali wolności, przy użyciu gróźb wymuszali pewnego rodzaju oświadczenia - opisywał sędzia.
Do grupy dołączył Jacek Wach, który wtedy jeszcze przebywał w więzieniu, ale w styczniu 1999 roku wyszedł na wolność. Przedstawiono go jako eksperta do spraw przesłuchań.
- Tak, pan Jacek Wach uczestniczył w życiu marginesu społecznego tego miasta, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, on sam to przyznaje. Wraz z kolegami prowadził prywatne postępowanie. Stosowane były różne metody: przesłuchiwano "świadków", nagrywano te rozmowy - powiedział Marcie Abramczyk mecenas Maciej Burda, obrońca Jacka Wacha.
W 2003 roku został skazany na dożywocie. Później został uniewinniony od zarzutu zabójstwa
Tomasz S. miał być torturowany, więziony w klatce, a w końcu zabity. Śledczy stwierdzili, że to jego szczątki wrzucono do jeziora. Członkowie grupy zostali w 2003 roku skazani, w tym Jacek Wach, na dożywocie. Jednak po ponad 10 latach do prokuratury w Olsztynie trafił list napisany przez Wiesława S., na którego posesji miał być torturowany "Sadza".
Wiesław S. - jak pisał - dręczony wyrzutami sumienia, przyznał, że to on zabił Tomasza S., ale nie poćwiartował ciała i nie wrzucił go do jeziora, a zakopał w całości w lesie. Okazało się, że w badaniach DNA popełniono błąd. Śledztwo ruszyło na nowo.
Ostatecznie okazało się, iż głowa i elementy ciała, które w 1999 roku zostały znalezione w Jeziorze Pluszne należały nie do Tomasza S. pseudonim "Sadza", ale do innego mężczyzny, który również miał opinię gangstera.
Szkielet "Szadzy" został w 2014 roku znaleziony w lesie - w miejscu wskazanym przez Wiesława S. Sąd Najwyższy wznowił postępowanie, a w 2018 roku sprawa ponownie trafiła do Sądu Okręgowego w Olsztynie. Tam po 32 rozprawach, w 2020 roku, Jacek Wach został uniewinniony od zarzutu zabójstwa Tomasza S. Sąd skazał go jednak na 10 lat więzienia za uprowadzenie, uwięzienie, przetrzymywanie i torturowanie Tomasza S. Wyrok nie był prawomocny.
Po apelacji sprawa kolejny raz została przekazana do Sądu Okręgowego w Olsztynie do ponownego rozpatrzenia.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24