Prokuratura Okręgowa w Białymstoku umorzyła śledztwo dotyczące okoliczności zeszłorocznego pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Najprawdopodobniej doszło do umyślnego podpalenia. Prokuraturze nie udało się jednak ustalić sprawcy lub sprawców.
- Oczywiście jeśli w sprawie pojawią się nowe okoliczności, śledztwo zostanie podjęte na nowo – mówi Łukasz Janyst, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Spłonęło niemal 10 procent powierzchni parku
Chodzi o zeszłoroczny pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Spłonęło ponad 5 tys. hektarów, czyli niemal 10 proc. całkowitej powierzchni parku. Pożar zaczął się 19 kwietnia. Z żywiołem walczyły setki strażaków z całej Polski. Akcję gaśniczą udało się zakończyć 26 kwietnia. Następne dwa dni trwało dogaszanie.
"Umyślne zaprószenie ognia"
Biegły ustalił, że doszło przyczyna pożaru nosi cechy "umyślnego zaprószenia ognia w kilku miejscach".
- Taka jest najbardziej prawdopodobna wersja. Pomimo przeprowadzenia szeregu czynności procesowych nie udało się ustalić sprawcy lub sprawców – podkreśla prokurator.
Postanowienie o umorzeniu nie jest prawomocne. Może je zaskarżyć chociażby dyrekcja parku.
"Organy ścigania dołożyły wszelkich starań"
- Nie zamierzamy zaskarżać postanowienia. W naszej ocenie organy ścigania dołożyły wszelkich starań. Poza tym, bardzo ważne, że jeśli pojawią się nowe okoliczności, to śledztwo znów zostanie podjęte – mówi dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego Artur Wiatr.
Przy okazji dziękuje wszystkich biorącym udział w akcji, m.in. strażakom, pilotom statków powietrznych, policjantom, pracownikom Lasom Państwowych. - Ale też samorządowcom i mieszkańcom, którzy zapewniali noclegi czy nawet robili kanapki – podkreśla.
Park - razem z Instytutem Badawczym Leśnictwa - bada, jakie straty i zmiany we florze i w faunie spowodował pożar. Wyniki mamy poznać w ciągu najbliższych lat.
"Straty mogły być o wiele większe"
- Można zauważyć, że przyroda dość szybko się odbudowuje. Niemniej szkoda zwierząt, które nie przeżyły spotkania z żywiołem – zauważa Robert Chwiałkowski z Fundacji dla Biebrzy.
Według niego, straty mogły być jednak o wiele większe.
- Na szczęście ogień pochłonął tylko wierzchnią warstwę flory (czyli trawy i trzciny) i nie dotarł w głąb torfowisk. Prawda jest bowiem taka, że torfu praktycznie nie da się ugasić i trzeba byłoby czekać, aż sam się wypali. Myślę, że mogłoby to potrwać nawet i pół roku, a strat nie dałoby się już odbudować – mówi.
Źródło: TVN24 Białystok
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Tałałaj / Biebrzański Park Narodowy