W otwartym we wrześniu Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku znaleźć można wiele pamiątek, opowiadających o świętach obchodzonych na Sybirze przez deportowanych tam podczas II wojny światowej Polaków. Podczas świąt na nieludzkiej ziemi mieszały się uczucia smutku i radości, bo udało się przeżyć i doczekać kolejnego Bożego Narodzenia.
- Osoby deportowane na Sybir musiały mierzyć się nie tylko z trudami życia codziennego na nieludzkiej ziemi, ale również z tęsknotą za rodzimym krajem i panującymi w nim obyczajami. Szczególnie uwidaczniało się to podczas świąt, które dla wielu deportowanych były ważnym elementem dbania o zachowanie swojej tożsamości – mówi Katarzyna Śliwowska, kierownik działu zbiorów w Muzeum Pamięci Sybiru.
Dodaje, że choć wspomnienia Sybiraków zgromadzone w Muzeum Pamięci Sybiru różnią się od siebie pod wieloma względami, to można jednak pokusić się o stwierdzenie, że w przypadku odwoływania się do świąt, mają pewną cechę wspólną.
Zabronione były wszelkiego rodzaju praktyki religijne
- Nawet po wielu latach, gdy deportowani spisywali swoje wspomnienia bądź byli nagrywali, w momencie wspominania wigilii towarzyszyły im duże emocje, wzruszenie, niekiedy łzy – podkreśla.
Chociaż, na terenie Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich zabronione były wszelkiego rodzaju praktyki religijne, to restrykcje te były mniej lub bardziej przestrzegane w zależności od miejsca, do którego trafiali Sybiracy.
- Sytuacja nieco się polepszyła w 1941 roku, po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między rządem polskim w Londynie a ZSRS. Jednak nie trwało to długo. W 1943 roku, po ujawnieniu zbrodni katyńskiej, zlikwidowano polską ambasadę w ZSRS i znów wzmogły się represje wobec Polaków przebywających na terenie Rosji sowieckiej – zaznacza kierownik.
Starali się stworzyć w swoich rodzinach choćby namiastkę świąt
Ze zgromadzonych przez muzeum relacji Sybiraków wyłania się obraz bardzo smutny i nostalgiczny.
- Zazwyczaj Wigilii towarzyszyły wspomnienia, opowiadano o tym, jak Boże Narodzenie spędzano w Polsce, wracano myślami do świątecznego czasu sprzed wojny, często ze łzami w oczach. Mieszały się uczucia smutku i radości. Smutku za świąteczną atmosferą z rodzinnego domu, a radości z tego, że udało się doczekać kolejnych świąt. Oczywiście nie było mowy o żadnych nabożeństwach czy wspólnej modlitwy z księdzem – opowiada nasza rozmówczyni.
Deportowani, mimo niesprzyjających warunków, starali się jednak stworzyć w swoich rodzinach choćby namiastkę świąt.
- Zazwyczaj nie było mowy o choince, choć zdarzało się, że stawiano jakiś krzak czy gałązki, które miał ją symbolizować. Nie było też uroczystej kolacji, jedyne na co mogli sobie pozwolić, to podzielenie się chlebem bądź jego okruszkami. Czasem udało się zrobić placki z mąki, złowić rybę – mówi Katarzyna Śliwowska.
Zdarzały się sytuacje, gdy można było zasiąść do wspólnego świętowania
Próba zachowania religijnej tożsamości świąt przejawiała się również poprzez naukę młodszego pokolenia kolęd i pastorałek.
- O ich śpiewaniu wspomina Ryszard Czwaliński, który chodził po domach i śpiewał pastorałkę. Niechcący zaszedł też do miejscowego urzędnika. Co prawda przez niego został zganiony, ale od jego żony dostał jajka i kawałek kiełbasy – zaznacza nasza rozmówczyni.
Po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Polską a ZSRS zdarzały się jednak sytuacje, gdy można było zasiąść do wspólnego świętowania czy nawet podzielić się opłatkiem.
"Wynieśli na ulicę stół, każden tam sobie cóś zrobił"
Mowa jest o tym chociażby we wspomnieniach Sybiraczki Danuty Roszkiewicz, której relacja jest dostępna w muzeum.
"Pierwsza wigilia nasza, pierwsza wigilia, w czterdziestym pierwszym roku. Mróz był niesamowity. Oczywiście popłakałyśmy się, wspominałyśmy jak to w domu było. Koledzy przyszli i nas wywołują na zewnątrz, my nie chcemy iść, mróz… Chodźcie, chodźcie, okazuje się, że mają, dostali z delegatury opłatek. Na tym mrozie, na dziedzińcu na mrozie, ta noc była gwiaździsta niesamowicie, podzieliliśmy się opłatkiem ze sobą – Polacy, polskie dzieci" – wspominała kobieta.
O obchodzeniu Wigilii opowiadała też Apolonia Dobrzyńska.
"I tam w Wigilię kilka jeszcze takich ludzi, takie dobre znajome – wynieśli na ulicę stół, każden tam sobie cóś zrobił, bo mieli kuchnie... coś tam upiekł, coś tam ugotował, opłatki mieli, wszystko jak się należy. Przyszła już ta szósta godzina – wzięli się łamać opłatkiem... to nie było dla nas miejsce człowieka... przez całe te kolacje, było nam dosyć (łamiący się głos). Przywieźli z Ameryki dla dzieci jakieś tam upominki, dla nas jakieś tam... dla chłopców mleko a potem papierosy – nic nam nie obchodziło tylko stała Polska w oczach (szloch), każdy nie mógł słowa powiedzieć – i tak się rozeszło. I tak minęły cztery lata" – mówiła podczas nagrania, którego można posłuchać w muzeum.
Podtrzymywanie świątecznych tradycji
O zachowaniu rodzimych tradycji dbano też w polskich domach dziecka, które mogły powstawać na terenie ZSRS po 1941 roku. Organizowano w nich jasełka, jak chociażby w polskim domu dziecka w Bolszoj Jerbie.
Podtrzymywanie świątecznych tradycji było żywe również po opuszczeniu Związku Sowieckiego - czy to z Armią Andersa czy w ramach ewakuacji ludności cywilnej.
W zbiorach muzeum znajduje się chociażby karta pocztowa wysłana do rodziny w 1946 roku przez Bolesława Śmigielskiego, żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
"Rzycze Wam najpomyślniejszych i Wesołego spędzenia przy jednym stole razem bo ja z wami myślą łame się opłatkiem" – czytamy (pisownia oryginalna).
Książka z dedykacją, zdjęcia z jasełek, fotografie ozdób świątecznych
Na uwagę zasługuje też – będąca zbiorem polskich pieśni żołnierskich i patriotycznych z 1942 roku - książka "Jak to na wojence ładnie", która została wręczona jako prezent bożonarodzeniowy malutkiej - przebywającej w Bagdadzie - Basi Świderskiej. Zachowała się nawet dedykacja "(…) od poselstwa R.P. w Bagdadzie – na Gwiazdkę 1943 r. oraz na pamiątkę pobytu w mieście z bajek z 1000 i jednej nocy".
- W zbiorach muzeum jest też fotografia przedstawiająca jasełka, jakie odbywały się w Nowej Zelandii, w obozie dla osób ewakuowanych z ZSRS. Ciekawym muzealnym eksponatem są również ozdoby choinkowe, jakie nabył Stanisław Jocz, deportowany już po wojnie do Bułanki w Krasnojarskim Kraju – zaznacza Katarzyna Śliwowska.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Muzeum Pamięci Sybiru