Nad Białowieżą we wtorek przeleciały dwa białoruskie wojskowe śmigłowce. Mieszkańcy miasta widzieli maszyny tuż nad swoimi domami. - Myślałem, że stodołę zahaczą nawet - mówi reporterce TVN24 jeden z nich.
Reporterka TVN24 Marta Abramczyk dotarła do świadków wtorkowego przelotu nad terytorium Polski dwóch białoruskich śmigłowców wojskowych. Jak mówili, maszyny leciały bardzo nisko (około 100-200 metrów nad ziemią) i leciały powoli. Widzieli je zarówno przebywający w okolicy turyści, jak i mieszkańcy. Maszyny - jak relacjonuje Abramczyk - były widoczne przez kilkanaście minut. - Z tamtej strony leciały, tu zawrócili i nad moją stodołę. Myślałem, że stodołę zahaczą nawet - mówi jeden z mieszkańców Białowieży. Inny z mężczyzn relacjonuje: - Zawrócili, zrobili duży manewr w kierunku gospodarstw. Następnie zawrócili manewrem w lewo, po jakimś czasie pojawił się nasz śmigłowiec.
Reporterka rozmawiała też z jednym z miejscowych restauratorów, który widział lecące śmigłowce. - Szczerze mówiąc, zdębiałem. (...) Co mi przyszło na myśl, to powiadomić policję. Zadzwoniłem na 112, człowiek się dopytywał, też tak trochę był zdziwiony (...). Zapytał, czy na pewno, czy mam jakieś zdjęcia. Mówię, że rozpoznaję czerwoną gwiazdę od biało-czerwonej szachownicy, więc mówię albo ruskie, albo białoruskie (...). Przyjął zgłoszenie. Po 10 minutach przyjechała policja dopytywać, co było, co się wydarzyło.
Minister potwierdza
We wtorek doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie - potwierdziło Ministerstwo Obrony Narodowej. Szef resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe. O incydencie zostało poinformowane NATO. Do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w trybie natychmiastowym wezwana została chargé d’affaires ambasady Białorusi - poinformował resort dyplomacji.
O tę sprawę był pytany w środę w Programie 1 Polskiego Radia wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz. - Bez wątpienia to działania prowokacyjne, wymierzone we wschodnią flankę NATO i RP. My oczywiście poinformowaliśmy o tym incydencie kwaterę główną NATO. Wczoraj odbyło się posiedzenie komitetu ds. bezpieczeństwa. Wydane zostały określone dyspozycje dla sił zbrojnych - przekazał wiceszef MON.
Jak dodał, polskie władze nie zgadzają się na tego rodzaju prowokacje. - To są sytuacje, które absolutnie nie powinny się zdarzyć, ale zdajemy sobie sprawę, kogo mamy za przeciwnika za naszą wschodnią granicą. (...) To jest absolutnie niebezpieczne. Jeśli takie sytuacje będą się zdarzały i będą eskalować, to nasze działania będą adekwatne do potencjalnych zagrożeń - mówił.
Wiceszef MON wskazał, że "te przeloty miały miejsce na bardzo niskiej wysokości, więc były trudne do zauważenia przez radary", dodając, że "ślad radarowy był znikomy lub nie było go wcale". Odniósł się ponadto do wzmocnienia wojska na granicy. - Będzie ono jeszcze większe, dodatkowo będziemy również przerzucać śmigłowce, które będą stacjonować w bezpośrednim sąsiedztwie granicy. One już też są obecne na jednym z lotnisk przy granicy - powiedział.
Źródło: TVN24, PAP