- Fałszywe urządzenia i leki coraz większym zagrożeniem. Internet zalewają oferty "cudownych" terapii i gadżetów medycznych, które mogą być groźne dla zdrowia. Oszuści wykorzystują deep fake i logotypy instytucji naukowych, by uwiarygodnić swoje produkty.
- Lekarze biją na alarm. Fałszywe urządzenia do pomiaru glikemii pokazują przypadkowe wyniki, a pacjenci potrafią na ich podstawie nawet dawkować insulinę. Eksperci ostrzegają: to może zagrażać życiu.
- Potrzebna jest edukacja i skuteczniejsze prawo. W Sejmie apelowano o działania państwa, walkę z kradzieżą wizerunku i szybkie prace nad ustawą "lex szarlatan", która ma umożliwić karanie pseudomedycznych praktyk.
- Więcej artykułów o tematyce zdrowotnej znajdziesz tutaj.
- Rynek jest brutalny i nachalny, a ludzie nie do końca są świadomi tego, że diabeł tkwi w szczegółach. Mami się ich w internecie złotymi górami, przekazami typu: jeśli kupisz jakieś urządzenie, to od razu wyzdrowiejesz albo zmierzy ci parametry i pomoże w leczeniu. Te modne gadżety, które dzisiaj udają poważne urządzenia, mogą zaburzyć proces leczenia i zaszkodzić - mówiła podczas wtorkowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Cukrzycy jego przewodnicząca, poseł Ewa Kołodziej z Koalicji Obywatelskiej.
Fejk ma twarz lekarza i logotypy towarzystw naukowych
- Ja sam już "wymyśliłem" dwa leki, które są cudownymi lekarstwami na cukrzycę. Myślę, że moi koledzy też tego doświadczają i są "autorami" wielu wspaniałych osiągnięć medycyny - ironizował doktor Michał Sutkowski, prezes elekt Kolegium Lekarzy Rodzinnych.
W ten sposób lekarz odniósł się do głośnej sprawy kilkukrotnej kradzieży jego wizerunku i wykorzystania go poprzez technologię deep fake do reklam fałszywych leków. - Państwo powinno być bardziej zaangażowane w walkę z tym zjawiskiem - dodał.
Tymczasem jak powiedziała Monika Kaczmarek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków (PSD), w przekazach reklamowych, dotyczących fałszywych urządzeń czy terapii, wykorzystywane są nie tylko twarze lekarzy, ale też logotypy uczelni medycznych czy towarzystw naukowych. Przeciętny odbiorca może mieć problem ze zidentyfikowaniem ich jako oszustwo, a wykazanie jakiegokolwiek zainteresowania reklamą skutkuje tym, że reklamodawcy torpedują jego konto w portalach społecznościowych kolejnymi takimi przekazami.
- Weszłam dziś w jeden link odnośnie produktów na odchudzanie. W reklamie jest wykorzystane logo PSD, Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, American Association Diabetes… Teraz mi się to pojawia praktycznie w co trzecim poście. Reklamowane są produkty, które mają rzekomo wyleczyć cukrzycę. Tu chodzi o bezpieczeństwo pacjentów. Staramy się z tym walczyć, prostując te przekazy, ale oszuści działają dużo szybciej - ostrzegała Monika Kaczmarek.
Nieinwazyjny pomiar glikemii?
Szczególnie niebezpieczne mogą być urządzenia reklamowane jako przeznaczone specjalnie dla diabetyków. Co to za sprzęt? Jak wyjaśnia w rozmowie z tvn24.pl Monika Zamarlik, prezes Federacji Diabetyków, są to zegarki lub gadżety przypominające pulsoksymetr, które mają dokonywać pomiarów glikemii w sposób nieinwazyjny. Cena to około 200-300 zł. Przydatność? Żadna. Szkodliwość? Bardzo wysoka.
"Pożegnaj się z pobieraniem krwi", "w połączeniu z optycznym przetwarzaniem sygnału i technologią sztucznej inteligencji może zapewnić 24-godzinne ciągłe nieinwazyjne monitorowanie poziomu cukru we krwi", "dzięki temu możemy monitorować błędy żywieniowe i wypracować własny profil żywieniowy", "zegarek dokonuje pomiaru cukru na nadgarstku, poprzez analizę płynu ustrojowego gdzie krew jest mniej zagęszczona" - głoszą reklamowe hasła stosowane przez dystrybutora jednego z takich urządzeń.
Monika Zamarlik mówi, że urządzenia te pokazują tak naprawdę zupełnie przypadkowy wynik. Sęk w tym, że zdarzało się, iż na tej podstawie pacjenci na przykład dawkowali sobie insulinę. A to już niesie potencjalne zagrożenie, nawet dla życia. - Pamiętajmy, że pacjent w oparciu o pomiar glikemii podejmuje decyzję terapeutyczną. Może do tego służyć tylko pomiar z glukometru albo z wiarygodnego systemu ciągłego monitorowania glikemii (CGM) - podkreślała prof. Irina Kowalska, prezes Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego.
Tym, co niepokoi lekarzy równie mocno, jest tak zwany alternatywny obieg medycyny. Sprzedawane są środki, mające być rzekomo lekami w fazie badań klinicznych. Do sprzedaży mają trafiać natomiast tylko dzięki temu, że komuś udało się skopiować cząsteczkę, jeszcze zanim dokonano rejestracji takiego specyfiku.
- Płacę 499 złotych i jak go kupię do godziny 12, to następnego dnia mam go mieć w skrzynce pocztowej. Tak, to się dzieje… - mówił profesor Grzegorz Dzida, kierownik oddziału Diabetologii Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Cenzura, edukacja, mojeIKP czy lex szarlatan?
Co zrobić, aby przeciwdziałać takim patologiom? Dr Michał Sutkowski postuluje większą skuteczność organów ścigania, zwłaszcza w sprawach związanych z kradzieżami wizerunku. Większej aktywności w zwalczaniu dezinformacji oczekiwałby też od platform mediów społecznościowych. - W dziesiątkach spraw, w których niestety musimy się bronić sami, płacąc przeogromne kwoty dla adwokatów, prokurator mówi, że nic nie może zrobić. Jeżeli tak byśmy podchodzili do swoich obowiązków jako lekarze, to nasi pacjenci by tylko umierali. Może to krok w stronę cenzury (w social mediach - red.)? Boję się tego słowa, ale boję się jeszcze bardziej potężnych problemów naszych pacjentów, nie tylko w obszarze diabetologii - mówił lekarz.
Inni uczestnicy posiedzenia zespołu mówili o potrzebie edukowania pacjentów, a to zadanie m.in. dla organizacji występujących w ich imieniu .- Pacjenci postrzegają je jako te miejsca, w których mogą uzyskać wiarygodną informację. Myślę, że to jest dla nas zadanie do odrobienia, żeby tych pacjentów uświadamiać. Pojawił się też taki pomysł, żeby być może na stronie Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego pojawiły się jakieś rekomendowane źródła pozyskiwania wiedzy o cukrzycy - mówiła Monika Zamarlik.
- Niestety nie da się zwalczyć tych wszystkich oszustów, bo pojawiają się szybciej, niż my możemy zareagować, i tak zawsze będą o te dwa kroki do przodu. Potrzebne jest uczenie pacjentów tego, jak odróżniać dobre od złego, co jest wartościowym produktem, a co jest po prostu zwykłym oszustwem. Pytanie, jak ich zachęcić, żeby chcieli się edukować. To jednak temat na odrębną dyskusję - mówił Jerzy Magiera, założyciel pierwszego portalu o cukrzycy - mojacukrzyca.org.
Z kolei profesor Grzegorz Dzida szanse na przekazywanie wiarygodnych danych o zdrowiu widzi w aplikacji mojeIKP. Narzędzie to powinno być jednak postrzegane jako bezpieczne, a o to też trzeba zadbać poprzez edukację. - Widzimy starsze panie, doskonale radzące sobie z aplikacjami sklepów, bo tam są promocje. Problemem jest to, żeby spopularyzować ten kanał informacyjny, żeby to nie był YouTube czy Facebook, tylko wiarygodna informacja zdrowotna w IKP. Niestety polska mentalność nie zakłada, że aplikacja sieci sklepów to jest narzędzie permanentnej inwigilacji, ale już IKP - to tak. Bo będą o mnie wszystko wiedzieli: jakie leki biorę i na co choruję. Trzeba nad tym popracować - powiedział.
Tym, co zdaniem doktora Michała Sutkowskiego jest jednym z największych oczekiwań medyków wobec ustawodawcy, jest kontynuacja prac nad ustawą lex szarlatan. Rzecznik Praw Pacjenta ma zyskać dzięki niej nowe narzędzia do walki z praktykami pseudomedycznymi, w tym możliwość nakładania kar - nawet do miliona złotych. Projekt trafił w połowie czerwca do konsultacji społecznych, a prace nad nim miały być kontynuowane jeszcze jesienią tego roku.
Autorka/Autor: Piotr Wójcik
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock