Śledztwo ws. korupcji, kolizja z tramwajem czy wycięcie 30 tys. drzew w mieście - choć decyzje magistratu i działania dotychczasowego prezydenta Wrocławia były szeroko komentowane i ocenianie negatywnie, Rafał Dutkiewicz nadal będzie rządził Wrocławiem. Wygrana dopiero w drugiej turze z poparciem 54,72 proc. to sukces, ale też bardzo poważne ostrzeżenie. Pozycja prezydenta nie jest już tak mocna jak cztery lata temu.
30 listopada, w drugiej turze wyborów Rafał Dutkiewicz zmierzył się z Mirosławą Stachowiak-Różecką, kandydatką PiS. Dutkiewicz stolicą Dolnego Śląska rządził przez ostatnie 12 lat.
Nadal cieszy się znaczącym poparciem, ale nie da się ukryć, że jego pozycja słabnie. Na pewno wpływ na to miały niektóre wpadki prezydenta i sprawy, w które go uwikłano, rzucając cień podejrzenia. Teraz ma cztery lata, aby odzyskać zaufanie wrocławian.
Tajemnicze śledztwo ws. korupcji
Tuż przed wyborami samorządowymi w mediach pojawiła się informacja, że Dutkiewicz jest zamieszany w śledztwo dotyczące korupcji, które toczy się w prokuraturze w Gliwicach. CZYTAJ WIĘCEJ
Nie był przesłuchiwany, nie jest nawet podejrzewany. Lekarka, która złożyła doniesienie do prokuratury, twierdziła, że sprawa nie dotyczy w ogóle Dutkiewicza.
Prezydent stanowczo zaprzeczył, jakoby miał kiedykolwiek przyjmować łapówki. - Ktoś chciał mi przed wyborami zrobić krzywdę. Trochę mu się udało - komentował prezydent.
A politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego komentował: - To bardzo kłopotliwa sytuacja. Kilka dni przed wyborami Dutkiewicz został skompromitowany i nawet nie mógł się bronić - wyjaśniał dr Robert Alberski.
Podkreślił, że sprawa mogła zostać specjalnie wyciągnięta na światło dzienne tuż przed 16 listopada. - To może uszczknąć mu kilka punktów procentowych poparcia - mówił jeszcze przed wyborami.
Zignorował zakaz, wjechał pod tramwaj
- Najbardziej zapamiętaną wpadką zakończonej kadencji było jednak zderzenie Dutkiewicza z tramwajem - przypomina dr Alberski.
W kwietniu tego roku o godz. 6 prezydent wyjeżdżał służbowym samochodem z Ostrowa Tumskiego i nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu tramwajowi. Jak ustalili policjanci, Rafał Dutkiewicz nie zastosował się do znaku zakazu ruchu na jednej z wrocławskich ulic i spowodował wypadek. Prezydent trafił do szpitala, a auto nadawało się do kasacji. Dutkiewicz został ukarany mandatem i 11 punktami karnymi, a sprawa trafiła do prokuratury. Zarzutów jednak nie usłyszał, ponieważ biegli zdarzenie zakwalifikowali jako kolizję.
- Dutkiewicz za tę sytuację sporo oberwał - przypomina Wiesław Gałązka, specjalista od wizerunku politycznego. - Największy błąd to niespójna polityka tuż po wypadku prezydenta, winni byli ludzie Dutkiewicza. Wtedy bardzo szybko zostały wygenerowane informacje prasowe, które od początku były nieprawdopodobne, później sprzeczne, a w końcu nieprawdziwe - ocenia.
Przetarg po wrocławsku: "pasuje tylko jeden model"
Kilka miesięcy po wypadku Dutkiewicza miasto ogłosiło przetarg na nowy samochód dla urzędu. Miała to być terenówka. Urzędnicy prezydenta z zapałem przekonywali, że jest on niezbędny. - Jest potrzebny do jazdy po bezdrożach i nieużytkach - mówił wtedy Arkadiusz Filipowski, rzecznik magistratu.
Specjaliści od motoryzacji nie mieli wątpliwości: opisane w przetargu parametry, jakie miał spełniać samochód, pasowały tylko do jednego modelu. Był to nissan patfhinder, dokładnie taki, jakim wcześniej rozbił się prezydent Wrocławia. - Nie ma po prostu drugiego takiego samochodu, który spełniałby wypisane kryteria - oceniał Jacek Balkan, dziennikarz motoryzacyjny.
Po kilku dniach ogłoszenie o przetargu zniknęło ze stron magistratu. Dlaczego? - Budził zbyt wiele emocji - tłumaczył Filipowski.
- Ktoś bardzo chciał się przypodobać prezydentowi i z ogromną frajdą wybrał auto według własnego gustu - ironizuje Gałązka.
I choć eksperci za wpadkę winią urzędników, to dr Alberski ocenia: - To z pewnością nie pomogło wizerunkowi Dutkiewicza - mówi.
Prezydent i Marilyn Monroe
Niedługo po feralnym przetargu magistrat znów postanowił wydać pieniądze w równie kontrowersyjny sposób. Za 6,4 mln zł z miejskiej kasy Hala Stulecia kupiła zdjęcia hollywoodzkiej gwiazdy Marilyn Monroe. Zdziwionych tym zakupem mieszkańców urzędnicy uspokajali, że wydatek szybko się zwróci. Jednak pomysł na muzeum nieprędko się ziści - miasto wykupiło co prawda kolekcję, jednak nie pomyślało o pozwoleniu na wykorzystywanie wizerunku Monroe. Z tego względu nie będzie można tam np. kupić gadżetów związanych z gwiazdą. Po zakupie okazało się również, że pracownicy urzędu nie sprawdzili, w jakim stanie są odbitki.
Sprawę krytykowali i mieszkańcy, i lokalni dziennikarze. - Miasto kupiło kota w worku. Jeśli wchodzą w grę takie pieniądze i takie transakcje, powinien się tym zajmować ktoś, kto ma o tym pojęcie - oceniała Magdalena Piekarska z Gazety Wyborczej.
"Atak klonowazeliny"
Na śmieszność prezydent naraził się, gdy wyszło na jaw, że pod wywiadem przeprowadzonym z nim przez miejski portal pochlebne komentarze wygłaszały... fikcyjne osoby. Profile Agi Wariackiej czy Andrzeja Wołodyńskiego powstały tuż przed artykułem i zniknęły chwilę po skomentowaniu go.
- Propaganda, mamienie, oszukiwanie wyborców i wrocławskich podatników. Zalatuje kremlowskim dziadostwem - oburzał się Mieszko, jeden z mieszkańców stolicy Dolnego Śląska.
- To atak klonowazeliny - kwitował jeden z mieszkańców Wrocławia na swoim blogu. CZYTAJ WIĘCEJ
Finansowanie Śląska Wrocław
Prezydent Dutkiewicz na swoim koncie ma nie tylko wpadki wizerunkowe, ale również kontrowersyjne decyzje, które podejmował on lub jego urzędnicy. Dużo emocji budził np. sposób finansowania Śląska Wrocław. Tylko od 2009 roku do 2013 roku magistrat przekazał drużynie 28 mln zł. - Promowanie meczów ligowych, które mają przeciętne znaczenie, nie powinno być rolą miasta - komentował wtedy Beniamin Noga, ekonomista sportu.
- Te pieniądze mogłyby pomóc mieszkańcom w ich codziennym życiu. To mogłyby być remonty kamienic, kolejne miejsca w przedszkolach, nowe linie tramwajowe, zwiększenie częstotliwości kursowania autobusów - wyliczał natomiast Marek Karabon z Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia.
W 2013 roku miasto zdecydowało się wykupić wszystkie udziały w Śląsku Wrocław i stać się jedynym właścicielem klubu. Od 2014 roku gmina Wrocław znów sprzedała część udziałów, jednak magistrat nadal ma większość, czyli 49 proc. akcji.
Niekończąca się historia dziury
Kolejnym źle ocenianym przez wrocławian i ekspertów pomysłem był sposób na zagospodarowanie tzw. "dziury" przy Stadionie Wrocław, czyli działki nieopodal nowego boiska. Początkowo miała tam powstać galeria handlowa, prace rozpoczął już dzierżawca. Po tym, jak przy stadionie powstał wykop pod fundamenty, porozumienie zerwano, bo inwestor nie dostał kredytu na budowę. Po wielkich planach została jedynie wielka dziura w ziemi, która straszyła kibiców.
Uporządkowano ją dopiero przed Euro 2012. Wtedy też Solorz, czyli niedoszły inwestor, zażądał od miasta 18 mln zł zadośćuczynienia za wkład włożony w pracę przy "dziurze". Mimo usilnych prób sprzedaży i kolejnych obniżek ceny, "dziura" nadal jest we władaniu magistratu. Miasto wypłaciło właśnie zadośćuczynienie.
Masowa wycinka drzew
Urzędnicy prezydenta i sam Dutkiewicz krytykowani byli również za wycięcie 30 tys. drzew z centrum miasta. Opustoszały m. in. Ostrów Tumski czy bulwar Marii i Lecha Kaczyńskich.
Wrocławianie tę decyzję przyjęli z niezrozumieniem, zaczęły się protesty mieszkańców. Lokalni działacze zorganizowali nawet "pogrzeb" starych drzew na bulwarze Dunikowskiego, a "ekorebelianci" w kominiarkach ruszyli w miasto, by posadzić nowe roślinki.
"Półinteligentny" system transportu
Do nieudanych inicjatyw magistratu zaliczany jest również system kamer zamontowanych nad ulicami Wrocławia, który miał m. in. skrócić czas jazdy tramwajów. Dzięki niemu ruch na skrzyżowaniach miał odbywać się płynnie. Tak się jednak nie stało.
- Inteligentny system musi być, jak sama nazwa wskazuje, inteligentny, a nie półinteligentny. Należy zastanowić się, gdzie leży problem, i go naprawić, ale przede wszystkim przyznać się, że ten problem realnie istnieje. Tak się buduje zaufanie społeczne - twierdzi Gałązka.
Na koniec koniec darmowego parkowania
Tuż przed rozpoczęciem kampanii samorządowej wrocławian poirytowała decyzja o zamknięciu wszystkich darmowych parkingów przy Hali Stulecia oraz wrocławskim zoo. - To oczywiste, że utrudniają nam życie i zmuszają w ten sposób do korzystania z płatnego parkingu - denerwowała się Grażyna, mieszkanka Wrocławia. I mówiła na przekór: - Nie zapłacę, będę ryzykować.
Likwidacja miała być związana z budową podziemnego parkingu pod Halą Stulecia. Firma Budimex wybudowała tam 800 nowoczesnych, płatnych miejsc postojowych. I przy okazji podpisała intratną umowę z miastem. Zapisane jest w niej m.in., że jeśli miejsca parkingowe pod Halą Stulecia nie będą się systematycznie zapełniały, to miasto będzie dokładało do inwestycji. Według lokalnych mediów, kierowcom utrudnia się znalezienie darmowych miejsc parkingowych w okolicy poprzez likwidowanie tych istniejących właśnie przez zapisy tej umowy. Sprawę bada prokuratura.
- Tego typu decyzje po prostu denerwują mieszkańców, którzy oczekują od swojego miasta udogodnień. Tu stało się przeciwnie. Urzędnicy zgotowali zmotoryzowanym wrocławianom spore utrudnienia - podsumowuje dr Alberski.
Słaby, ale nadal najmocniejszy?
Dlaczego rozliczne wpadki i kontrowersyjne wiadomości dotyczące wrocławskiego ratusza nie zachwiały pozycją Dutkiewicza mocniej? Eksperci są zgodni: we Wrocławiu nie ma charyzmatycznych kontrkandydatów.
- Żeby zmienić prezydenta, nie potrzeba licznych rywali, potrzeba silnych rywali, z energią, z alternatywną, interesującą wizją rozwoju miasta. A takich brakuje i to się nie zmienia od lat - mówi dr Marzena Cichosz, medioznawczyni z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Podobnego zdania jest również dr Robert Alberski. Według niego błędy popełnione w ostatniej kadencji nie mają wpływu na pozycję Dutkiewicza. - Pamiętajmy, że Dutkiewicz urzęduje już parę ładnych lat. Rzeczywiście ostatnio zwiększyła się liczba jego wpadek. Ale biorąc pod uwagę wszystkie lata prezydentury Dutkiewicza, nie jest wcale ich tak dużo - ocenia Alberski.
Dutkiewicz: to nie tak, że jestem nie do ruszenia
Mimo, jak się okazało, wciąż stabilnej pozycji, Dutkiewicz zmienił styl kampanii po pierwszej turze. Zaczął spotykać się z mieszkańcami, w godzinach porannych można było go zobaczyć na przystankach komunikacji miejskiej. - Ja jestem spokojna, ale mój kontrkandydat chyba nie może spać po nocach, jeśli o godz. 7 ludzie spotykają go na mieście - ironizowała po debacie przedwyborczej Stachowiak-Różecka.
Czyżby Dutkiewicz wystraszył się pojedynku z kandydatką PiS? - To nie strach, to nie zmiana pomysłu na kampanię. Ja od zawsze spotykałem się z wyborcami, tak robię też podczas kampanii - odpierał zarzuty kontrkandydatki po debacie.
- Nie jest tak, że jestem nie do ruszenia - powiedział w rozmowie z TVN24. Wyniki to częściowo potwierdziły. Dutkiewicz ma teraz cztery lata, aby odzyskać serca wrocławian.
Autor: M. Lester, balu, dh / Źródło: TVN24 Wrocław