- Dlaczego tygrys zaatakował nie mnie tylko mojego podwładnego. Przez moment chciałem wyciągnąć ciało Ryszarda, ale gdy popatrzyłem w oczy tygrysa, jakoś instynktownie zmieniłem zdanie - zeznał przed sądem Stanisław U. Mężczyzna jest oskarżony o niedopełnienie obowiązków służbowych, co doprowadziło do śmierci opiekuna tygrysa we wrocławskim zoo - zwierzę go zagryzło.
- Tygrys zaatakował opiekuna w trakcie rutynowego sprzątania wybiegu i klatki. Takie sprzątanie powinno odbywać się podczas nieobecności zwierzęcia w tych miejscach. Musimy wyjaśnić jak doszło do tego, że zwierzę podeszło do opiekuna i jak nastąpił kontakt - mówiła we wrześniu 2015 roku Agata Kostyk-Lewandowska z Państwowej Inspekcji Pracy. A prezes wrocławskiego ogrodu zoologicznego podkreślał: pracownik wykonywał rutynowe zajęcia, które robił już kilka tysięcy razy.
Po niemal dwóch latach prokuratorzy uznali, że na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia 58-letniego opiekuna tygrysów naraził jego przełożony - Stanisław U. Mężczyzna został oskarżony o niedopełnienie obowiązków służbowych. Śledczy ocenili, że nieodpowiednio nadzorował pracę brygadzisty, który zginął. Czytaj więcej na ten temat
"Codziennie, co godzinę myślę o tym"
Do wypadku doszło 16 września 2015 roku, gdy brygadzista wraz z oskarżonym kierownikiem weszli na wybieg w przekonaniu, że tygrys jest zamknięty. - Staliśmy tuż za drzwiami ramię w ramię, gdy nastąpił atak. Codziennie, co godzinę myślę o tym, dlaczego tygrys zaatakował nie mnie tylko mojego podwładnego. Przez moment chciałem wyciągnąć ciało Ryszarda, ale gdy popatrzyłem w oczy tygrysa jakoś instynktownie zmieniłem zdanie. Gdy zwierzę obróciło głowę wykorzystałem ten ułamek sekundy na ucieczkę za drzwi - opowiadał w środę w sądzie Stanisław U.
To pierwsze wyjaśnienia, które złożył w tej sprawie, ponieważ nie przyznaje się do winy. Wcześniej korzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień.
Nie wiadomo kto popełnił błąd
Teraz z zeznań kierownika wynika, że poprzedniego dnia na wieczornej zmianie tygrys został zamknięty w klatce między innymi dlatego, że na następny dzień zaplanowano koszenie wybiegu. Za wykonanie tej czynności odpowiadał właśnie mężczyzna zaatakowany przez drapieżnika.
Śledztwo nie wykazało, kto popełnił błąd. Czy pracownicy wieczornej zmiany nieumiejętnie zamknęli klatkę, czy poszkodowany bezmyślnie ją otworzył przed wejściem na wybieg.
Oskarżony: wszyscy pracownicy znają zasady bezpieczeństwa
Jednym z wątków procesu jest informacja, że Ryszard P. został brygadzistą kilka tygodni przed wypadkiem i nie zdążył odbyć przeszkolenia BHP w nowej funkcji. Jednak od 12 lat pracował jako opiekun zwierząt i był szkolony przez inspektora w tym czasie.
- Ryszard był wspaniałym człowiekiem. Moim najlepszym pracownikiem, wielokrotnie udowadniał, że sprawy bezpieczeństwa są dla niego ważne. Miałem do niego zaufanie, dlatego rekomendowałem go na stanowisko brygadzisty - wyjaśniał przed sądem kierownik działu zwierząt drapieżnych, który pracuje we wrocławskim ogrodzie zoologicznym od ponad 30 lat.
Dział tych najniebezpieczniejszych zwierząt jest we wrocławskim ogrodzie zoologicznym położony na obszarze ok. 30 hektarów. - Wszyscy pracownicy znają zasady bezpieczeństwa i postępowania ze zwierzętami. Ja jako kierownik fizycznie nie jestem w stanie kontrolować ich postępowania. Zoo pracuje w trybie ciągłym, nie ma dni wolnych od pracy. Mój przełożony czyli dyrektor zoo też nie kontroluje mnie w trybie ciągłym, ponieważ ma zbyt wielu podwładnych - mówił w sądzie oskarżony.
Za niedopełnienie obowiązków służbowych grozi kara do pięciu lat więzienia.
Do tragedii doszło na terenie wrocławskiego ogrodu zoologicznego:
Autor: tam / Źródło: PAP, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław