Podczas marszu narodowców we Wrocławiu mężczyzna z dzieckiem na rękach nie chciał opuścić zgromadzenia. I choć policjanci zwracali mu uwagę, że powinien się oddalić, to ojciec czteroletniego chłopca nie reagował. Teraz usłyszał między innymi zarzut narażenia dziecka. Grozi mu do pięciu lat więzienia. Zarzut udziału w zbiegowisku usłyszała też matka chłopca.
Uczestnicy wrocławskiego marszu narodowców 11 listopada wyruszyli z Wyspy Słodowej, skąd weszli w ulicę Dubois. Stamtąd przez most Sikorskiego i plac Jana Pawła II chcieli dotrzeć na plac Solidarności. Jednak po dwukrotnym ostrzeżeniu organizatora, marsz został rozwiązany przez urzędników magistratu. Według nich w trakcie około 200-metrowego przejścia ulicami stolicy Dolnego Śląska wznoszono hasła antysemickie i odpalono race.
Z dzieckiem na rękach
Uczestnicy marszu kilka razy wzywani byli do rozejścia się. W końcu doszło do starć z policją. W stronę funkcjonariuszy poleciały petardy, race, puste butelki. Policjanci odpowiedzieli użyciem siły, a w końcu armatek wodnych. Wśród manifestantów był mężczyzna z kilkuletnim dzieckiem, które najpierw niósł na ramionach, a później trzymał na rękach. Gdy sytuacja się zaostrzyła i w ruch poszły armatki, mężczyzna wciąż znajdował się w centrum wydarzeń.
Policja: odsuń się człowieku, odsuń się z tym dzieckiem
Na nagraniu zarejestrowanym przez kamerę TVN24 słychać nieumundurowanego policjanta, mówiącego do mężczyzny trzymającego na rękach chłopca: - Odsuń się stąd człowieku, odsuń się z tym dzieckiem, bo w głowę butelką dostanie.
Podobne polecenie wydał inny funkcjonariusz: - Zabierz to dziecko i idź stąd.
To jednak nie uspokoiło mężczyzny, który - z płaczącym na rękach chłopcem - dopytywał, dlaczego nie może maszerować.
W końcu mężczyzna odszedł na bok. Jednak później, gdy policja zabezpieczała rozchodzących się manifestantów na moście Pomorskim, pojawił się ponownie tuż obok funkcjonariuszy. W stronę policjantów mówił: - Lata 80. wam się przypominają? ZOMO bis.
Zarzuty dla ojca
Po marszu zachowaniem mężczyzny zainteresowała się policja. W piątek usłyszał zarzuty. - To zarzut udziału w zbiegowisku pomimo wiedzy, że jego uczestnicy wspólnie dopuszczają się gwałtownego zamachu na osoby i mienie. Podczas tego zdarzenia trzymał czteroletnie dziecko na rękach wchodząc w kordon policji, a także nie zwracając uwagi na to, że obok odpalane są - przez innych uczestników zgromadzenia - materiały pirotechniczne i rzucane niebezpieczne przedmioty - przekazuje Łukasz Dutkowiak, rzecznik wrocławskiej policji. I dodaje, że takim zachowaniem mężczyzna naraził swoje dziecko na utratę życia i zdrowia.
Teraz ojcu grozi do pięciu lat więzienia. Wobec mężczyzny zastosowano środki zapobiegawcze: policyjny dozór i poręczenie majątkowe. Policja nie informuje o tym, czy przyznał się do stawianych mu zarzutów. Jednak te mogą nie być końcem jego problemów. - Całość zgromadzonych przez policjantów materiałów została przekazana do sądu rodzinnego, który zajmie się sprawą - informuje Dutkowiak.
W piątek zarzut udziału w zbiegowisku usłyszała też matka chłopca, a wcześniej 14 innych osób.
Do starć z policją doszło na ulicy Dubois we Wrocławiu:
Autor: tam/ks / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław