Kierowca zostawił forda mustanga na ruchliwej jezdni na drodze ekspresowej S8 w okolicach Wrocławia. Policja informuje, że w aucie skończyło się paliwo, a mężczyzna, zamiast zjechać na pas awaryjny, zatrzymał się na lewym i zostawił samochód bez włączonych świateł. Sam do domu wrócił "na stopa".
Patrol wrocławskiej drogówki został skierowany na 31. kilometr drogi ekspresowej S8. Utrudnienia w ruchu miało stwarzać na tamtym odcinku auto pozostawione na jezdni.
- Według telefonicznego zgłoszenia, na lewym pasie jezdni stoi opuszczony pojazd, który stwarza zagrożenie dla innych użytkowników drogi. Policjanci w ciągu kilku minut byli na miejscu, gdzie faktycznie zastali osobowego forda, w którym nie były włączone ani światła awaryjne, ani nie było obowiązkowego w takich przypadkach trójkąta ostrzegawczego. Kierująca nim osoba zamiast zjechać na pas awaryjny, który jest stworzony do tego typu sytuacji, zostawiła go na lewym pasie, którym zwykle poruszają się szybko jadące pojazdy - informuje Krzysztof Marcjan z biura prasowego wrocławskiej policji.
Do domu "na stopa"
Funkcjonariusze wezwali służby drogowe, a sami zajęli się poszukiwaniem właściciela auta. Odpowiedź sama do nich przyszła. Na miejscu pojawiło się nagle dwóch mężczyzn - jak się okazało - wysłanych przez właściciela mustanga. - Mężczyźnie siedzącemu za kierownicą forda skończyło się paliwo i zostawił pojazd na drodze ekspresowej, a sam wrócił do domu "na stopa" - dodaje Marcjan.
Policjanci ustalili dane kierowcy i sporządzili dokumentację, która prawdopodobnie posłuży do sporządzenia wobec mężczyzny wniosku o ukaranie do sądu.
Kierowca: chciałem dobrze
Tymczasem zgłosił się do nas kierowca "porzuconego" mustanga. Mężczyzna przedstawił nieco inną wersję zdarzeń. Choć przyznaje, że auto zostawił po lewej stronie jezdni i oddalił się z miejsca zdarzenia. - Stałem w korku, bo doszło tam do wypadku. Miałem mało paliwa, a że wszystko trwało bardzo długo to wyłączyłem silnik. Gdy ruch został wznowiony chciałem włączyć samochód, ale okazało się, że rozładował się w nim akumulator - relacjonuje mężczyzna. I dodaje, że w samochodzie z automatyczną skrzynią biegów rozładowany akumulator oznacza między innymi blokadę kół. A to uniemożliwiło przepchnięcie samochodu w inne miejsce. Kierowca mustanga zapewnia, że za autem postawił trójkąt ostrzegawczy. - Nie wiem co się z nim stało. Może ktoś go zabrał, a może zdmuchnął go z drogi przejeżdżający samochód - mówi. Mężczyzna, któremu rozładował się też telefon, rzeczywiście złapał "stopa" i ruszył w stronę Oleśnicy. W międzyczasie udało mu się podładować telefon i dodzwonić do znajomych, którzy przejęli od niego kluczyki od samochodu i pojechali na miejsce, by podładować akumulator. - Ja musiałem zająć się znalezieniem dokumentów od auta, bo te chcieli zobaczyć policjanci - opisuje przebieg zdarzeń. I zapewnia: - Chciałem dobrze. Tego dnia było dużo zbiegów okoliczności.
Źródło: Policja Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Policja Wrocławska