Pani Zofia 8 lat temu miała przejść operację wycięcia guza. Okazało się jednak, że guza nie usunięto, a zamiast tego kobietę pozbawiono kawałka nadnercza. Pacjentka za doznane krzywdy domagała się 350 tys. złotych odszkodowania. Szpital i ubezpieczyciel byli nieugięci. Sąd pierwszej instancji przyznał kobiecie 50 tys. złotych, od wyroku strony się odwołały. Apelacja została odrzucona.
- Należy zwrócić uwagę, że istotnie uszczerbek na zdrowiu nie jest wysoki, ale należy brać pod uwagę stres związany z oczekiwaniem na drugi zabieg i wszystkie dolegliwości z tym związane. Ponowną narkozę, hospitalizację i oczekiwanie na wynik - mówiła podczas ogłaszania decyzji Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu sędzia Jolanta Solarz. I dodawała, że właśnie z tego powodu kwota, którą przyznał sąd pierwszej instancji jest uzasadniona. - Nie można uznać jej za rażąco wygórowaną. Sąd uznał, że obie apelacje nie zasługują na uznanie - powiedziała sędzia.
To oznacza, że pani Zofia otrzyma 50 tys. złotych zadośćuczynienia. - Cieszę się, że wyrok utrzymano w mocy. Nie mam zadowolenia jeśli chodzi o wysokość odszkodowania, ale trudno. Stało się - mówi.
Czuła się źle, miała wysokie ciśnienie, kołatanie serca
Kobieta dostała od lekarza skierowanie na usunięcie guza prawego nadnercza. W czerwcu 2008 roku została przyjęta do szpitala przy ul. Borowskiej we Wrocławiu. Dzień później przeszła zabieg. "Zdaniem powódki, została ona zoperowana metodą przestarzałą, gdyż dokonano cięcia chirurgicznego na plecach. Po wykonanej operacji powódka czuła się źle, miała bardzo wysokie ciśnienie i odczuwała kołatanie serca" - przytoczono relację kobiety w aktach sprawy. I podkreślono: po wykonaniu USG jamy brzusznej okazało się, że guz nadal istnieje.
Lekarze mieli zbagatelizować sprawę i przekonywać panią Zofię, że to żaden guz, a jedynie tkanka tłuszczowa. Stan zdrowia kobiety stopniowo się pogarszał. Kilka miesięcy później przeszła kolejną operację i kolejne badania. "Powódce usunięto pozostawiony po poprzedniej operacji guz nadnercza prawego oraz pozostawione poszarpane fragmenty tkankowe" - czytamy sądowych dokumentach.
Pozwała szpital i ubezpieczyciela
Kobietę poinformowano, że guz znajdował się w bardzo ukrwionym miejscu tuż za jedną żył i usunięto jedynie zdrowe nadnercze do żyły, a pozostawiono część z guzem. Kobieta twierdziła, że tego rodzaju guz powinien zostać usunięty metodą laparoskopową. Po operacji jakie przeszła we wrocławskim szpitalu ma oszpecone ciało, jej zdrowie się pogorszyło, a prawa część ciała jest bezwładna. Pani Zofia zażądała 350 tys. złotych zadośćuczynienia, ale pieniędzy się nie doczekała. Pozwała więc szpital i ubezpieczyciela.
Pełnomocnicy placówki medycznej stwierdzili: wszystkie zarzuty sformułowane w pozwie są nieuzasadnione i nie zasługują na uwzględnienie. I dowodzili, że działania lekarzy były zgodne z "aktualną wiedzą medyczną, zasadami sztuki lekarskiej i przy zachowaniu należytej staranności". Jak informowano pani Zofia przed zabiegiem została poinformowana o tym jak będzie wyglądało leczenie i ewentualne powikłania. Na wszystko wyraziła zgodę.
"Powódka doznała krzywd"
"Zdaniem strony pozwanej brak jest związku przyczynowego pomiędzy leczeniem powódki, a zgłoszonym uszczerbkiem na jej zdrowiu". 350 tys. złotych zadośćuczynienia to zdaniem szpitala kwota "rażąco zawyżona".
Ubezpieczyciel był tego samego zdania. I dowodził m.in., że nieprawdą jest, że zastosowana przez lekarzy, ze szpitala przy ul. Borowskiej, metoda jest przestarzała.
W sprawie powołano biegłych z zakresu chirurgii. Ci stwierdzili, że zabieg został przeprowadzony prawidłowo. Sąd był jednak zdania, że analiza dała podstawy do wnioskowania, że było inaczej. I uznał, że sprawa pani Zofii zasługuje na uwzględnienie, ale nie w całości.
"Niewątpliwym jest, że powódka doznała krzywd, która winna być zrekompensowana stosownym zadośćuczynieniem" - napisał w uzasadnieniu sędzia Sławomir Urbaniak. I dodał, że zadośćuczynienie w wysokości 50 tys. złotych "jest zadośćuczynieniem nie tylko wyważonym, ale adekwatnym do doznanej krzywdy".
Wyrok nie spodobał się ani pani Zofii, ani szpitalowi i ubezpieczycielowi. Strony odwołały się od niego, a sprawą zajął się Sąd Apelacyjny. Powołano kolejnego biegłego. Piątkowa decyzja Sądu Apelacyjnego jest prawomocna.
Sprawą zajmował się Sąd Apelacyjny we Wrocławiu:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław