Dwoje czeskich turystów dosłownie otarło się o śmierć. Późnym wieczorem, w wyniku silnego podmuchu wiatru, zsunęli się zboczem Śnieżki kilkaset metrów w dół. Następnego dnia rano wyziębionego, zakrwawionego mężczyznę zauważył policjant z Wałbrzycha, pasjonat górskich wędrówek, który tamtego dnia wybrał się na jedną z nich.
Zdarzenie miało miejsce po czeskiej stronie Śnieżki, około godziny 21. Warunki były bardzo złe. Widoczność? Do 50 metrów. Temperatura oscylowała około 0 stopni Celsjusza. Do tego wiał silny wiatr. I to on niemal doprowadził do tragedii.
Silny podmuch sprawił, że para zsunęła się 400 metrów lawinowym zboczem. Mężczyzna zatrzymał się na kosodrzewinie, ale w trakcie upadku stracił telefon. Nie miał jak wezwać pomocy. Jego partnerka spadła jeszcze niżej, nie było z nią kontaktu.
- Byli daleko od siebie. Bez żadnego sprzętu. O świcie mężczyzna z użyciem kija udał się na szczyt Śnieżki, aby wezwać pomoc - powiedział Tomáš Novák, członek czeskiego Górskiego Pogotowia Ratunkowego.
Polski policjant na ratunek
Miał szczęście, ponieważ jego wołania usłyszał Paweł Łabuda, policjant wydziału ruchu drogowego wałbrzyskiej policji, który z samego rana wybrał się na szlak w rejon Śnieżki.
- Poszkodowany w języku czeskim przekazał funkcjonariuszowi informację o wypadku, który miał miejsce dzień wcześniej. Dzięki naszemu policjantowi na miejscu szybko pojawili się czescy ratownicy. Poszkodowanemu i wyziębionemu mężczyźnie starszy posterunkowy Paweł Łabuda udzielił pierwszej pomocy, pomógł rozgrzać się ciepłą herbatą, a także dostać do najbliższego schroniska - informuje Marcin Świeży, rzecznik wałbrzyskiej policji.
Ratownicy z bazy w Pecu skorzystali z kolejki linowej na Śnieżkę, skąd później zeszli do kobiety za pomocą technik alpinistycznych. Szybkie zlokalizowanie rannej było możliwe dzięki poderwaniu śmigłowca ratunkowego. Kobieta miała poważne obrażenia, była w stanie hipotermii. Oboje turyści trafili do szpitala. Przeżyli.
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: hscr.cz