- Nie mamy nic. Wszystko co mieliśmy mamy teraz na sobie - mówią Romowie z koczowiska, które w środę zostało zrównane z ziemią. Mieszkańcy kilku baraków żalą się, że ich rzeczy zostały wyrzucone na śmietnik, a o planach urzędników nikt ich nie poinformował. - Z naszych informacji wynikało, że nikt tam nie mieszka - odpowiadają pracownicy magistratu.
Na romskie koczowisko przy ul. Paprotnej koparki wjechały w środę. Urzędnicy tłumaczyli, że nie mieli wyjścia. Teren musieli uprzątnąć, bo tak nakazywała decyzja powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.
- Wcześniej wysyłano tam patrole. Te stwierdzały mniejszą lub większą liczbę rodzin zamieszkujących koczowisko. Rodziny były informowane, że miejsce będą musiały opuścić - mówi Anna Bytońska z biura prasowego wrocławskiego magistratu. I dodaje, że z informacji zdobytych przez urzędników wynikało, że na koczowisku nikt nie mieszkał.
"Nie było śladów bytności" kontra "wszystko wyrzucili"
Co więcej, służby które przyjechały zlikwidować i zabezpieczyć koczowisko nie stwierdziły, że w prowizorycznych domach są czyjeś rzeczy osobiste.
- Nie było tam śladów bytności. Nie stwierdzono żeby były tam jakieś rzeczy osobiste, zwłaszcza kluczyki, pieniądze czy jakiekolwiek inne rzeczy, które w przypadku osób bezdomnych nie miałyby prawa się tam znaleźć - twierdzi Bytońska.
Tymczasem romska rodzina twierdzi, że w baraku znajdował się cały ich dobytek. Od leków, po kluczyki i dokumenty. - Nie mamy nic. Wszystko co mieliśmy mamy teraz na sobie. Mamy 10 dzieci. Nie mamy ubrań, nie mamy nic - powtarza jak mantrę kobieta, która została bez dachu nad głową.
Jej mąż dodaje, że "jest ciężko". - Wszystko wyrzucili. Szukamy kluczy do samochodu - mówi mężczyzna. Zdaniem przedstawicieli Stowarzyszenia Nomada, które broni praw wrocławskich Romów, to co się stało jest niedopuszczalne. - Urzędnicy nie mogli nie zauważyć, że to miejsce jest zamieszkane. Dzień wcześniej ktoś przyniósł rodzinie świeżą żywność - mówiła Agata Ferenc z Nomady.
Czekają z pomocą
Wyrzuceni z domów Romowie spędzają czas na innym z wrocławskich koczowisk. Tam jednak nie czują się jak u siebie.
- Tam mieliśmy spokój. Było dobrze - twierdzi kobieta.
Rodzina odmówiła pomocy oferowanej przez opiekę społeczną. Jednak urzędnicy podkreślają, że MOPS jest w gotowości do udzielenia tej pomocy. - Jeśli tylko będą chcieli to ta pomoc zostanie zaoferowana. Czekamy na te rodziny - zapewnia Bytońska.
Urzędnicy zdecydowali o likwidacji romskiego koczowiska przy ul. Paprotnej:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław