Urząd Żeglugi Śródlądowej ocenił, że to kapitan barki jest winny marcowemu wypadkowi Polinki. Wtedy to dźwig, który ta przewoziła, uderzył w sunący górą wagonik gondolki. - Złamał przepisy żeglugowe - potwierdza dyrektor urzędu. Jednocześnie urząd całkowicie oczyszcza zarządcę gondolki. Teraz kapitan musi liczyć się z utratą swoich uprawnień.
Do wypadku wrocławskiej Polinki doszło na początku marca. Wtedy to w sunący górą wagonik uderzył transportowany barką dźwig. W gondolce znajdowali się studenci Politechniki Wrocławskiej. Na szczęście nikomu nic się nie stało. CZYTAJ WIĘCEJ
Mimo, że wagonik nad Odrę miał wrócić na początku kwietnia, dotychczasowy zarządca Polinki, firma Doppelmayr do dziś nie naprawiła uszkodzonego wagonika. Teraz gondolka znów przewozi studentów na zajęcia, skład jest jednak osłabiony o tę właśnie uszkodzoną gondolkę. CZYTAJ WIĘCEJ
Zaniedbania po stronie kapitana
W czasie, gdy firma, która wyprodukowała Polinkę i Politechnika Wrocławska, która kolejkę zamówiła, sprzeczały się, kto i gdzie wagonik powinien naprawić, Urząd Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu sprawdzał, kto tak naprawdę winny jest temu wypadkowi.
- Wyniki kontroli są jednoznaczne, odpowiedzialność ciąży na kapitanie barki - ocenia w rozmowie z tvn24.pl Jan Pyś, dyrektor UŹŚ.I wyjaśnia: - Nie zachował odpowiedniej ostrożności, a do tego naruszył przepisy żeglugi śródlądowej - mówi.
Jak wyjaśnia, przed wypłynięciem powinien bowiem zapoznać się z warunkami panującymi na Odrze. Miał zatem sprawdzić, czy na drodze rzecznej nie ma żadnych mostów czy choćby np. gondolki. Przepisy wymagają od kapitana, aby ten ocenił, jak wysoki materiał może transportować na pokładzie swojego statku.
Zarządca bez winy
Przed wynikami takiej pewności urząd jednak nie miał. - Postępowanie miało na celu sprawdzić, czy współodpowiedzialność za wypadek nie ciąży na załodze barki - potwierdza.
Kontrola miała również sprawdzić, czy uchybień nie ma po stronie dotychczasowego zarządcy gondolki. - Jeszcze przed ruszeniem gondolki zalecaliśmy bowiem, aby postawili znaki informujące o tym, na jakiej wysokości będzie sunął wagonik. Takich informacji nie było w trakcie wypadku przy brzegu Odry - przypomina sobie Pyś.
Okazało się jednak, że Odra w tamtym miejscu jest zamknięta dla ruchu statków. Wszystko dlatego, że prowadzone są tam prace przy pogłębianiu dna rzeki. Dlatego też zarządcy Polinki właściwie nie mieli kogo informować o tym, po jakim torze porusza się gondolka.
- Barka, która wtedy płynęła, była na usługach firmy pogłębiającej dno Odry. Dlatego ona wyjątkowo mogła tamtędy płynąć. I to w gestii kapitana było sprawdzenie, gdzie sunie wagonik - podkreśla raz jeszcze.
Zobacz, jak wyglądała Polinka po marcowym wypadku:
Konsekwencje za niedopatrzenia
Co teraz czeka sprawcę wypadku? Jeśli od nieprawomocnej decyzji urzędu się nie odwoła, będzie musiał się liczyć z jedną z trzech możliwych konsekwencji: - Zawieszenie uprawnień bez konieczności powtarzania egzaminu albo z koniecznością powtórnego egzaminu. Najostrzejszą karą byłoby jednak całkowite odebranie uprawnień - wylicza Pyś.
Będzie odszkodowanie od właściciela barki?
Z takiego obrotu sprawy cieszy się Politechnika Wrocławska, która już niedługo przejmie nadzór nad Polinką.
- To bardzo dobra wiadomość, również firma Doppelmayr jest zadowolona z takiej decyzji urzędu. My właściwie od początku wierzyliśmy, że nie ma w tym wypadku ani winy zarządcy, ani naszej. Teraz Doppelmayr będzie mógł dochodzić zadośćuczynienia od właściciela barki - ocenia Agnieszka Niczewska, rzecznik PWr.
Jednocześnie nie potrafi powiedzieć, kiedy poturbowany wagonik wróci nad Odrę. - Nadal jest w naprawie, jednak odbywa się to poza naszą kontrolą, za granicą - przyznaje.
Wagonik transportuje studentów z jednego brzegu Odry na drugi:
Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Pryzmat PWr | Krzysztof Mazur