Przedstawiciele dolnośląskiego kuratorium oświaty kontrolują wałbrzyskie przedszkole, z którego kilka dni temu "wymknął" się 3-latek. Chłopiec sam wrócił do domu. Okazuje się, że w tym tygodniu to już trzeci taki przypadek. Z przedszkola w Nowej Rudzie (woj. dolnośląskie) uciekł 2,5-latek, a jego rówieśniczka sama wyszła z placówki w Sulechowie (woj. lubuskie). Wszystkie "ucieczki" wyjaśniają policjanci.
- Wizytatorzy z kuratorium oświaty są na miejscu. Jednak kontrola może potrwać nawet kilka dni - informuje Krystyna Kaczorowska z dolnośląskiego kuratorium oświaty. Kontrola to konsekwencja wędrówki 3-latka, który 1 września zapłakany zapukał do mieszkania swojej babci.
- Synek powiedział, że nie chciał się już bawić i postanowił wrócić do domu - opowiadał ojciec chłopczyka. Ten, by dotrzeć do domu zszedł z drugiego piętra i przeszedł przez ruchliwe skrzyżowanie. Sprawą zajmuje się policja, a nauczycielka, która miała opiekować się chłopcem straciła pracę.
Zamiast do łazienki poszedł do domu
Do podobnej sytuacji doszło w Nowej Rudzie. - Otrzymaliśmy zgłoszenie od rodziców, że ich 2,5-letni syn sam opuścił placówkę wychowawczą i przyszedł do domu. Dziecku nic się nie stało - mówi podinsp. Wioletta Martuszewska z kłodzkiej policji.
I zaznacza, że obecnie policjanci prowadzą "czynności w kierunku niedopełnienia obowiązków przez osobę, która była zobowiązana do sprawowania opieki".
Chłopiec z Nowej Rudy "wymknął się" z Niepublicznego Przedszkola Sióstr Salezjanek. - To był czas obiadów i zamieszania związanego z pierwszym dniem pobytu trzylatków w przedszkolu - opowiada dyrektorka placówki.
I przyznaje, że kadra nie wie, jak naprawdę wyglądała sytuacja. - Dziecko zjadło obiad i miało pójść do łazienki - twierdzi. Zamiast tego chłopiec poszedł do domu.
- Rozmawialiśmy z rodzicami, przeprosiliśmy ich. Nauczycielki zostały ukarane adekwatnie do zaistniałej sytuacji - mówi szefowa przedszkola. Jak? Tego zdradzić nie chce, ale wiadomo że nauczycielki nie zostały wyrzucone z pracy.
"Nieszczęśliwy zbieg okoliczności"
Także w tym tygodniu, w województwie lubuskim, jeden z przedszkolaków wyszedł 1 września niezauważony z placówki.
- Z jednego z sulechowskich przedszkoli wyszła 2,5-letnia dziewczynka. Przez chwilę błąkała się po ulicy. Zauważyła ją kobieta, która powiadomiła policję. Dziecko powiedziało, że chodzi do pobliskiego przedszkola - relacjonuje nadkom. Małgorzata Stanisławska z zielonogórskiej policji.
Z ustaleń mundurowych wynika, że jeden z rodziców, który wychodził z przedszkola niedokładnie zamknął drzwi. Z takiej okazji skorzystała dziewczynka. Do tej pory rodzice nie złożyli zawiadomienia do policjantów, ale ci postanowili przyjrzeć się sprawie. - Wszczęliśmy czynności sprawdzające - informuje Stanisławska.
Dyrekcja placówki zapewnia, że wobec przedszkolanki, która miała pilnować dziecka zostaną wyciągnięte konsekwencje. - Stało się bardzo źle. To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności - mówi szefowa niepublicznego przedszkola z Sulechowa. I przyznaje, że takie sytuacje są przestrogą nie tylko dla prowadzonej przez nią placówki, ale także dla innych przedszkoli.
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock