Piotr Ż., profesor socjologii, został oczyszczony z zarzutów gwałtów. Sąd Okręgowy we Wrocławiu podkreślił jednak, że naukowiec uzależniał lepsze oceny dla swoich studentek od prywatnych spotkań z nim. Ż. został za to ukarany karą grzywny. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura zapowiada apelację.
Piotra Ż. nie było na sali sądowej. - Przekazy medialne, na początkowym etapie tego postępowania oraz w trakcie procesu, skompilowały wszystkie zarzuty w jeden ogromny - gwałty zbiorowe podczas prywatnych wyjść ze studentkami i uzależnienie ocen od stosunku seksualnego - powiedział sędzia Mariusz Wiązek. I podkreślił: nie było takiej sytuacji, by oskarżony gwałcił studentki. Zarzuty dotyczące gwałtów nie były związane z uczelnią. - To część jego życia prywatnego. Tak naprawdę ten akt oskarżenia to 21 zupełnie niezależnych od siebie historii - zaznaczył sędzia.
Sąd: oskarżony o gwałty, bo kobieta chciała się usprawiedliwić
Profesor został oczyszczony z zarzutu gwałtów. I choć proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, to sąd, między innymi ze względu na medialny charakter sprawy, ujawnił część uzasadnienia wyroku.
Jak uzasadniał sąd, Ż. był w związku z kobietą, którą - według aktu oskarżenia - miał gwałcić i odurzać narkotykami. Jak ustalono, kobieta wielokrotnie i regularnie odwiedzała mężczyznę w jego domu. Spotkania miały charakter intymny, dwukrotnie uczestniczył w nich Artur C. - znajomy Ż. i drugi z oskarżonych w tej sprawie. Po kilku miesiącach, jak relacjonował sąd, korespondencję mailową między kobietą a naukowcem odkrył jej partner. - Uznał, że był oszukiwany. Przez długi czas rozważał, razem z pokrzywdzoną i kilkoma znajomymi - emerytowanymi policjantami - jak ocenić to zdarzenie. Doszli do wniosku, że była odurzana narkotykami i tak ta sprawa została wszczęta - przytaczał sędzia.
Sąd konfrontował nie tylko zeznania Ż. i kobiety, która miała paść ofiarą gwałtu. Powołał też biegłego toksykologa. Ten w swojej opinii stwierdził, że "ludzkość jeszcze takiego narkotyku nie wymyśliła". - W ocenie sądu pokrzywdzona mówi nieprawdę. Motywem jest usprawiedliwienie związku z oskarżonym przed mężczyzną, który odczytał jej maile - uzasadniał sąd. Dlatego uniewinnił zarówno Ż., jak i Artura C.
Co z pozostałymi czynami, które oskarżyciel publiczny zarzucał Ż.? Sąd uznał, że wykładowca akademicki w kilku przypadkach uzależniał lepsze oceny dla studentek od prywatnych spotkań. Jednak podkreślił, że ze strony mężczyzny propozycja nigdy nie padła wprost. - To są tylko domysły, ale oskarżony bez wątpienia wyczerpał znamiona przestępstwa - powiedział sędzia. Na niekorzyść Ż. zadziałały zeznania siedmiu studentek, które w latach 2002-2012 miały do czynienia z profesorem. Do jednej z nich Ż. miał powiedzieć: "Będzie czwórka, ale wyjdźmy na kawę". Do innej: "Będzie egzamin łatwy albo nie. Zależy, czy spotkamy się w mieście". Do kolejnej: "Możemy to w inny sposób załatwić". Za wszystkie te czyny sąd wymierzył naukowcowi łączną karę grzywny w wysokości ośmiu tysięcy złotych.
"W dwóch trzecich wygraliśmy sprawę"
Prokuratura zapowiada apelację od wyroku. - Większość zarzutów sąd uznał za chybione. Zobaczymy, jak odniesie się do nich sąd odwoławczy, bo apelacja z całą pewnością zostanie wywiedziona. W mojej ocenie to dopiero początek drogi - powiedział Krzysztof Ostrejko, szef Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia Krzyki-Zachód.
Obrońca Piotra Ż. także zapowiada apelację. - W lwiej części został uniewinniony. W części, za którą został skazany, obrońcy będą skarżyć wyrok, bo oskarżony się nie przyznaje. W dwóch trzecich wygraliśmy sprawę, ale walka o niewinność będzie trwała nadal - komentował Andrzej Malicki, jeden z obrońców profesora.
Piotr Ż. to profesor socjologii, były wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego, a także wiceprzewodniczący dolnośląskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Był też radnym miejskim, a od grudnia 2010 roku przewodniczącym Komisji Kultury, Nauki i Edukacji Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Zatrzymanie lokalnego polityka i naukowca miejscowej uczelni dla wielu było szokiem.
Ż. został zatrzymany w lutym 2013 roku. Początkowo policja informowała, że mężczyzna jest podejrzany o przyjmowanie korzyści osobistych. I nie precyzowała, o jakie dokładnie korzyści chodziło.
29 zarzutów, w tym cztery dotyczące gwałtów
Szybko wyszło na jaw, że naukowiec miał żądać od swoich studentek seksu w zamian za wpis do indeksu. Taka sytuacja, zdaniem śledczych, mogła trwać kilka lat. Studentki, z którymi udało się porozmawiać reporterom TVN24, przyznawały: zachowanie wykładowcy mogło wydawać się dziwne. - Wszyscy sobie żartowali, że jest wolny i szuka żony. Na zajęciach można było wyczuć, że faworyzuje studentki - opowiadała jedna z dziewczyn.
Prokuratura wnioskowała o aresztowanie profesora. Jednak sąd do wniosku się nie przychylił. Uznał bowiem, że zgromadzony wówczas materiał dowodowy był za słaby.
Po ponad trzyletnim śledztwie, w marcu 2016 roku, rozpoczął się proces w tej sprawie. Ż. został oskarżony o 29 czynów. - Cztery z nich to gwałty, z czego dwa zbiorowe z udziałem jego znajomego Artura C. (mężczyzna także zasiadł na ławie oskarżonych - przyp. red.). Kolejne cztery zarzuty dotyczą usiłowania dokonania gwałtu, a pozostałe dwa stalkingu, czyli nękania telefonami i wiadomościami SMS - wyliczała Małgorzata Klaus z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. I dodawała, że kolejne trzy zarzuty dotyczyły zmuszania do określonego zachowania.
Jak ustalili śledczy profesor groził, że rozpowszechni zdjęcia w bieliźnie. I w ten sposób, zdaniem prokuratury, zmuszał kobiety do prywatnych spotkań. 16 zarzutów dotyczyło uzależnienia wykonania czynności służbowej od korzyści finansowej. Na czym to polegało? Śledczy wyjaśniali: mężczyzna uzależniał oceny od spotkań o charakterze seksualnym. Jednak nie tylko. Ż studentki miał zapraszać także na drinki i wyjścia do teatru. W trakcie postępowania przesłuchano kilkuset świadków. Prokuratura informowała, że w sprawie pokrzywdzonych jest 21 osób.
Proces utajniony
Ż. do winy się nie przyznawał. - Zarzucane mu czyny kwestionuje, zaprzecza znamionom przestępstwa. Być może pewne fakty mogły mieć miejsce, ale ich interpretacja jest dalece odmienna od prokuratorskiej - mówił obrońca oskarżonego.
Proces był utajniony. Sąd argumentował to dobrem pokrzywdzonych kobiet. Ż. odpowiadał przed sądem z wolnej stopy.
Kolejne zarzuty
W lutym 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze poinformowała, że Piotr Ż. ma kolejne problemy z prawem. Wyszło to na jaw podczas śledztwa w sprawie byłego lekarza sądowego, który podejrzany jest o fałszowanie zwolnień lekarskich.
- Piotrowi Ż. przedstawiono zarzut co najmniej dwukrotnego wręczenia korzyści majątkowej w kwocie nie mniejszej niż 200 złotych lekarzowi sądowemu w zamian za wystawienie przez niego nierzetelnych, niezgodnych z prawdą zaświadczeń lekarskich, umożliwiających mu usprawiedliwienie swojego niestawiennictwa - relacjonował Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Proces toczył się przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24