Grupa jedenastu Polaków chce pobić rekord świata i dotrzeć do Zatoki Wielorybów na Morzu Rossa. Żeglarze przez trzy miesiące będą zmagać się ze sztormami, skrajnie niskimi temperaturami i lodem.
To już kolejny etap wyprawy na Antarktydę. Kilkunastu polskich żeglarzy zdecydowało się podbić biegun naszej planety i osiągnąć cel, jakim jest nowy rekord świata żeglugi na Południe.
- Wypływamy w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego. Tutaj to ranek, a my już umówiliśmy się z celnikami, żeby oddać naszą cumę. Teraz czekają nas już ostatnie przygotowania do najważniejszej wyprawy - zapowiada Piotr Kuźniar, kapitan wyprawy Selma Expeditions.
W grudniu 2014 roku Polacy wzięli udział w prestiżowych regatach Sydney-Hobart na dystansie 630 mil morskich. Po zawodach zostali na Tasmanii i dopiero stamtąd wyruszą do bariery parku lodowego, czyli antarktycznego Morza Rossa. Ten odcinek może im zająć nawet 20 dni, ale jest jedyną drogą do Zatoki Wielorybów.
40 bochenków chleba
Właśnie trwa pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy na jacht. Żeglarze muszą dobrze przemyśleć, co zabrać, aby nie przeciążyć łodzi żaglowej.
- Praca tutaj wre. Pakujemy ostatnie pudła z żywnością i rzeczami. Zabieramy 40 bochenków chleba, ale dla jedenastu osób to nie starczy nawet na dwa tygodnie. Potem sami będziemy piekli na pokładzie - zapewnia Krzysztof Jasica, uczestnik wyprawy.
Śmiałkowie podkreślają, że otrzymali duże wsparcie od Polaków mieszkających na Tasmanii.
- Tutejsza Polonia przyjęła nas bardzo ciepło. Jak trzeba było podwieźć do sklepu, to od razu zawozili. Poza tym zabrali nas na wycieczki do parków. Musieliśmy trochę odetchnąć od pracy i zobaczyć trochę zieleni przed Antarktydą - wyjaśnia Kuźniar.
Ekscytacja zamiast strachu
Przed żeglarzami ogromne wyzwanie i ostatnia faza ekspedycji. Cała załoga ciężko pracuje, a nikt nie koncentruje się na niebezpieczeństwach.
- Czujemy ulgę, że oddajemy cumę. Nie będziemy się też już martwić, czy mamy odpowiednią ilość baterii i cukru. Cieszymy się, wreszcie płyniemy ku przygodzie, o której marzyliśmy trzy miesiące. Warunki nie są najłatwiejsze, bo na południu wciąż jest sporo lodu. Nie wiemy też, gdzie na wodzie będzie przejście, ruszamy w ciemno. Na pewno będą emocje i radość - ekscytuje się Kuźniar.
Gotowi na wszystko
Polscy żeglarze zadbali o przeprowadzenie ćwiczeń ratowniczych z możliwych sytuacji awaryjnych.
- Sytuacja na wodzie będzie dynamiczna. Prognozy lodowe z satelity nie są zbyt dokładne, a masa lodu przemieszcza się z prędkością 10 km/h. W ciągu trzech miesięcy może się wiele zdarzyć. Jakieś awarie, sztormy, oblodzenia, czy niska temperatura. Staramy się przewidywać, ale istnieje szeroki margines niewyobrażalnego - tłumaczą uczestnicy wyprawy.
- Przez ostatnie dni mieliśmy treningi. Sprawdzaliśmy różne sytuacje awaryjne, żeby nie obawiać się, że sobie z czymś nie poradzimy. Mieliśmy ćwiczenia w porcie w specjalnym kombinezonach i sprawdziliśmy sprzęt. Na szczęście wszystko działa - cieszy się Jasica.
Autor: zpez/lulu / Źródło: TVN24 Wroclaw
Źródło zdjęcia głównego: Selma Expeditions