Landzmierz na Opolszczyźnie. Nawałnica zniszczyła tam kilkadziesiąt budynków. W jednym z nich był pan Sebastian. Z garażu wyszedł na chwilę. Postanowił wnieść ujadającego psa do domu. To uratowało mu życie.
Wichura przeszła przez Landzmierz w piątkowe popołudnie. Gdy się zbliżała, pan Sebastian pracował w swoim garażu. W pewnym momencie usłyszał, że jego pies szczeka. Zwierzę było coraz bardziej zaniepokojone. - Milo szczekał bardzo mocno. Mąż pomyślał, że pies boi się burzy. Dlatego wziął go, by czas burzy przeczekał w domu. Gdy wchodził do środka, silny podmuch wepchnął ich do środka. Mąż poleciał na ziemię - opowiada pani Natalia, mieszkanka Landzmierza.
"Sekundy dzieliły męża od śmierci pod gruzami"
Gdy pan Sebastian wstał i wyjrzał na dwór, garażu, w którym chwilę wcześniej pracował, już nie było. - Dosłownie sekundy dzieliły męża od pogrzebania pod tymi gruzami. Mógł zginąć - przyznaje kobieta. I podkreśla: Milo, 1,5-roczny jack russell terrier, to nasz bohater. - Dostał już nagrodę, ale chyba będziemy musieli sprawić mu złotą budę. Przez chwilę był u cioci, ale mąż nalegał, by zabrać go z powrotem. Powiedział, że ten pies uratował mu życie i musi być z nami - relacjonuje pani Natalia.
Liczą straty i czekają
W miejscowości trwa liczenie strat. Właściciele Mila będą musieli naprawić dach, odbudować garaż i stodołę. Z podobnymi problemami boryka się kilkadziesiąt rodzin. - Ludzie płaczą. Deszcz leje im się po ścianach. Pogoda jest, jaka jest, a ludzie mają wyrwane okna, nie mają dachów. Jeśli mają część zabezpieczoną, to i tak są dziury - mówi Elżbieta Sączawa, sołtys miejscowości Landzmierz. I przyznaje: Czas mija, a przedstawiciele żadnej z firm ubezpieczeniowych jeszcze się u nas nie pojawili. - Ludzie zostają sami - denerwuje się.
Nawałnica przeszła nad Landzmierzem:
Autor: tam/gp/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław