Na początku lipca nurek odnalazł na dnie Odry samochód zaginiony w 2005 roku. W środku było ciało. Teraz policja i prokuratura wyjaśniają okoliczności śmierci znalezionej osoby. Pomóc mają badania DNA. To one mają dać odpowiedź na pytanie, czy osoba w pojeździe to zaginiony 17 lat temu 25-latek, który pojechał na spotkanie w sprawie pracy i nigdy nie wrócił do rodziny.
Marcel Korkuś od 20 lat jest nurkiem, który ma na swoim koncie wiele sukcesów. Swoją pasję łączy z chęcią pomocy innym - poszukuje, na prośby rodzin, zaginionych osób, gdy jeden z tropów prowadzi pod wodę.
Pod pod koniec czerwca w Odrze, w okolicach miejscowości Obrowiec (powiat krapkowicki) poszukiwał auta, które zaginęło pięć lat temu. - 27 czerwca, prowadząc poszukiwania, zlokalizowałem sonarem wrak samochodu - opowiadał nurek.
2 lipca wrócił w to samo miejsce, by potwierdzić, że odnaleziony obiekt to auto. Po zanurkowaniu okazało się, że na dnie spoczywa fiat siena - inny pojazd niż ten, którego szukał. Korkuś próbował zajrzeć do wnętrza pojazdu, by sprawdzić, czy znajdują się tam ludzkie szczątki. - Po stronie kierowcy znalazłem materiał przypominający rękaw swetra, który wchodzi w muł i prowadzi w kierunku siedzenia - relacjonował. O swoim znalezisku poinformował policję.
Auto z wody wyciągnięto 5 lipca. W środku było ciało. - Po tablicach rejestracyjnych udało nam się ustalić, że pojazd zgłoszony został jako zaginiony w 2005 roku - mówił nam starszy sierżant Dominik Wilczek z Komendy Powiatowej w Krapkowicach. W stacyjce pojazdu wciąż znajdowały się kluczyki.
Sprawdzają, czy to 25-latek zaginiony w 2005 roku. Pomóc mają badania DNA
Okoliczności śmierci osoby znajdującej się w aucie wyjaśnia Prokuratura Rejonowa w Strzelcach Opolskich. - Prowadzimy postępowanie pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci - przekazał nam Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Odnalezienie wraku przez Marcela Korkusia może przyczynić się do rozwikłania zagadki zaginięcia 25-latka, który 12 kwietnia 2005 roku wyszedł z domu na spotkanie w sprawie pracy. Do rodziny - żony i 1,5-rocznej córki - nie wrócił. Jak informuje teraz prokurator Bar, w policyjnej bazie samochód figurował właśnie jako ten, którym Marcin S. poruszał się w dniu zaginięcia.
- Ze szczątków znalezionych w samochodzie pobrano materiał genetyczny, który posłuży do porównania z materiałem genetycznym zaginionego. Wyniki będą znane za kilka tygodni - informuje Bar.
PRECZYTAJ TAKŻE: Wydobył z dna Jeziora Dywickiego torbę z ludzkimi szczątkami. Wiele wskazuje, że to może być zaginiona w 1996 roku
Funkcjonariusze prowadzącej poszukiwania Marcina S. Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu nawiązali kontakt z ojcem zaginionego i przekazali mu informacje, które mogą rzucić nowe światło na sprawę. Wiadomo, że rodzina nigdy nie wystąpiła o uznanie mężczyzny za zmarłego. - To była od początku trudna sprawa, przez 17 lat niezakończona, "na biegu". Wielokrotnie wracaliśmy do niej, była wykonywana analiza kryminalna pod kątem innego spojrzenia na poszukiwania, ale cały czas natrafialiśmy na szklaną ścianę - nie było się czego uchwycić - mówi PAP młodszy aspirant Sebastian Bijok. I dodaje: - Nic nie wskazywało na to, żeby Marcin S. miał jakieś poważne problemy, że mógłby porzucić rodzinę, nie było przesłanek, które mogłyby sugerować, że coś mu się może stać. Policjant przyznaje, że odnalezienie wraku i ciała może przynieść przełom w sprawie. - To istotny trop, ale na tym etapie nie można przesądzić, że to właśnie Marcin S. znajdował się w samochodzie. Trzeba cierpliwie poczekać na wyniki badań DNA - podkreśla.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Opolu