1 listopada w szpitalu w Opolu zmarł 2-letni chłopiec. Jego rodzice kilkadziesiąt minut czekali na izbie przyjęć. - Każdy ratownik, czy lekarz zorientowałby się, że to dziecko potrzebuje pomocy - mówi świadek zdarzenia. Medycy zajęli się chłopcem dopiero, gdy ten stracił przytomność. Sprawę bada policja i prokuratura.
- Prowadzimy śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Badamy czy zgon dziecka był wynikiem błędu w sztuce lekarskiej. We wtorek przeprowadzono sekcję zwłok. Biegły stwierdził, chorobową śmierć dziecka. Jednak konieczne jest przeprowadzenie badań dodatkowych - informuje Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu. Ich wyniki mają być znane w przeciągu trzech tygodni.
Do tragicznych wydarzeń doszło rano, 1 listopada w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu. 2-letniego chłopca do szpitala przywieźli rodzice.
- Był półprzytomny. Głowę miał całą mokrą, ale twarz i kończyny bardzo zimne, wzdęty brzuszek - opowiada w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" ojciec małego Szymona. Jak mówi objawy choroby pojawiły się w sobotni wieczór. Dziecko nie miało gorączki, ale wymiotowało. - Wyglądało, że ma zatrucie pokarmowe - mówi dziennikowi ojciec chłopca. Z jego relacji wynika, że w szpitalu najpierw zapytano go o to, czy ma skierowanie. Nie miał. Potem do rodziców podeszła lekarka, która miała oznajmić, że właśnie kończy dyżur, więc dziecko ma czekać na przyjście innego medyka.
SOR: dziecko było w stanie ogólnym dobrym
Według ordynatora SOR "pani doktor nie widziała stanu zagrożenia życia", a "dziecko nie wymagało absolutnie pilnego przyjęcia". - Chłopiec trafił na szpitalny oddział ratunkowy w stanie ogólnym dość dobrym. Personel nie widział stanu zagrożenia życia. Dziecko czekało przed gabinetem - mówi lek. med. Marek Dryja, ordynator szpitalnego oddziału ratunkowego WCM w Opolu. I dodaje, że w medycynie zdarzają się przypadki piorunującego przebiegu choroby.
Mężczyzna, który w tym samym czasie ze swoją córką czekał na przyjęcie przez lekarza mówi, że nieprawdą jest, iż Szymon był w dobrym stanie. - Chłopiec leżał na kolanach matki. Każdy ratownik, czy lekarz zorientowałby się, że to dziecko pilnie potrzebuje pomocy - uważa Rafał Jabłoński.
OIOM: stan skrajnie ciężki
- Ten przypadek charakteryzował się nagłym przebiegiem. Dziecko przebywało na oddziale ratunkowym 50 minut. Dyżurująca lekarka zajmowała się w tym czasie drugim dzieckiem, które do szpitala zostało przewiezione w stanie bezpośredniego zagrożenia życia - mówi Marek Piskozub, dyrektor WCM.
Pomoc miała nadejść dopiero, gdy 2-latek stracił przytomność. W końcu Szymon trafił na oddział intensywnej terapii. Jak mówiła reporterka TVN24 lekarze stwierdzili u chłopca kliniczne objawy wstrząsu spowodowanego sepsą. - Był w stanie skrajnie ciężkim. Wdrożyliśmy intensywne leczenie przeciwstrząsowe. Niestety, nasze działania były bezskuteczne. Doszło do zatrzymania akcji serca - mówi dr n. med. Wojciech Walas, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Dzieci i Noworodków opolskiego WCM. Pomimo niemal godzinnej reanimacji chłopiec zmarł.
"Mam ogromne pretensje do lekarki"
- Nie mam pretensji do tego lekarza, bo on robił co do niego należało. Mam ogromne pretensje do lekarki, która nie udzieliła mu pomocy. A powinna to zrobić. Zamiast z nami rozmawiać ,mogła go zbadać. Zresztą dopóki nie przyszedł jej zmiennik, powinna pracować - powiedział "Gazecie Wyborczej" ojciec Szymona.
Do tragedii doszło w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław, Gazeta Wyborcza Opole
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | J. Jacheć