Pobite szkło, strzykawki, kradzieże torebek, rozrzucona bielizna męska i damska... - sąsiedzi wrocławskiego pasażu Niepolda opowiadają, że niejedno już widzieli na swoim podwórku. Aby ukrócić "pomysłowość" imprezowiczów, właściciele wynajmują dodatkową ochronę, a policja wysyła dodatkowe patrole.
W dzień powszedni pasaż Niepolda to po prostu podwórka, ukryte między kamienicami w centrum Wrocławia. W weekendy stają się jednak najpopularniejszym i największym zagłębiem imprezowym w mieście. Jednego wieczoru przewija się przez nie nawet kilka tysięcy osób. Przyciąga je kilkanaście dyskotek, pubów i klubów, umieszczonych jeden obok drugiego.
Dla jednych zabawa, dla innych problem
Mieszkańcy narzekają, że zabawa oznacza dla nich kłopoty.
- Z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę, no to jest makabra. Są rozróby, bijatyki, pijaństwa, krzyki. No i ćpanie na podwórkach - skarży się pani Lidia, sąsiadka pasażu Niepolda.
Jak tłumaczy, w pobliżu nie da się normalnie mieszkać. Ostatnio widziała, że jakaś para bez skrępowania kochała się na podwórku. Ale to nie wszystko.
- Bijatyka była kiedyś pod oknem. Zwróciłam uwagę, bo dziewczynę facet bił. No to powiedział "co się wtrącasz, stara…". Wziął kamień i wybił mi szybę - dodaje kobieta.
Podobne opinie mają inni mieszkańcy. - Już nie pamiętam, kiedy się wyspałem przez muzykę. O siódmej, jak idę do pracy, niektórzy dopiero wychodzą z lokali - opowiada pan Henryk z sąsiedniej ulicy.
"Zwiększona liczba patroli"
Taka sytuacja jest od lat. Jak twierdzą mieszkańcy, straż miejska nie interweniuje. Natomiast firma ochroniarska bardziej szkodzi niż pomaga.
- Przecież tutaj są narkotyki. My to widzimy - mówi pan Henryk.
- Policja przyjeżdża o 8 albo 9 rano. A tutaj w ogóle na podwórko nie przychodzą. Boją się chyba - dodaje pani Lidia.
- Faktycznie, my tam nie wchodzimy, bo za porządek odpowiedzialna jest zatrudniona firma ochroniarska - przekonuje Sławomir Chełchowski z wrocławskiej straży miejskiej.
Policja z kolei zapewnia, że czuwa nad bezpieczeństwem, a kiedy trzeba reaguje. - W czasie weekendów wysyłamy tam zwiększoną liczbę patroli - zapewnia Paweł Petrykowski z dolnośląskiej jednostki. - Czasami jednak nie widać funkcjonariuszy, bo pilnują porządku po cywilnemu - dodaje.
"Taką mamy kulturę"
Problem widzą zarządzający pasażem.
- Sam wielokrotnie spotkałem się z fatalnym zachowaniem gości - przyznaje Kazimierz Kowal, prezes przedsiębiorstwa wielobranżowego Silana. - Ale tu nie przychodzą aniołki. Młodzież chce się wyszumieć. Taką mamy kulturę - tłumaczy.
Imprezowicze mają pomysły, które realizują już nie tylko na podwórkach i w klubach. - Jakiś czas temu złapaliśmy parę uprawiającą seks na dachu jednego z budynków - mówi Kowal.
Jak wyjaśnia, wspólnie z właścicielami lokali stara się jednak zapobiegać ekscesom.
- Na weekendy wynajmujemy dodatkowych ochroniarzy. Mamy monitoring. Co jakiś czas organizujemy spotkania właścicieli klubów z policją - dodaje Kowal.
Nożownik, bójka z ochroną
O pasażu bywało już głośno.
W listopadzie 2007 roku czarnoskóry didżej w rejonie pasażu ranił nożem trzech młodych mężczyzn. Wówczas ultimatum postawiły władze Wrocławia. Wiceprezydent Wojciech Adamski mówił: "Albo w pasażu będzie bezpieczniej, albo koncesje na alkohol będą odbierane".
W 2011 r. jeden z klubowiczów nagrał amatorską kamerą pracę ochroniarzy, którzy bili leżącego chłopaka. Przedstawiciel firmy przeprosił wówczas, ale tłumaczył, że "to nie jest spokojna praca". - Często dochodzi tu do przeciążeń układu nerwowego – tłumaczył Tomasz Skrzypek z Alfa Security w rozmowie z TVN 24.
Autor: mn/bieru/drud/roody//mz/k / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław