Na terenie kopalni w Kośminie (Dolnośląskie) wozidło technologiczne, prawdopodobnie wskutek awarii, zaczęło staczać się ze wzniesienia, po czym wpadło do wyrobiska i uległo zapłonowi. Operator pojazdu w pewnym momencie wyskoczył ze środka, na tyle niefortunnie, że zmiażdżyło mu nogę. W piątek wrocławski szpital powiadomił prokuraturę o śmierci 61-latka.
Do zdarzenia doszło 14 lutego po godzinie 16. - Dyżurny Stanowiska Kierowania Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Dzierżoniowie otrzymał zgłoszenie o wypadku samochodu na terenie kopalni w Kośminie, w wyniku którego został poszkodowany kierowca pojazdu. Po przyjeździe na miejsce zdarzenia zastano kierowcę, który wymagał udzielania pomocy przedmedycznej oraz palący się pojazd technologiczny, który stoczył się ze skarpy - informuje Leszek Paziński, oficer prasowy dzierżoniowskiej straży pożarnej.
Wybuchy w trakcie akcji gaśniczej
Część strażaków przystąpiła do udzielania pierwszej pomocy poszkodowanemu, który w dalszej kolejności został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Inni zajęli się gaszeniem pożaru.
- Nasze działania polegały na podawaniu dwóch prądów piany ciężkiej na pojazd. Akcja była trudna ze względu na specyfikę kopalni, utrudniony dojazd, utrudniony dostęp do pojazdu. W trakcie działań doszło do wybuchu dwóch opon pojazdu, co tworzyło zagrożenie dla strażaków, inne opony też mogły wybuchnąć - opowiadał w rozmowie z Telewizją Sudecką dowódca akcji Andrzej Wójtowicz ze straży pożarnej w Dzierżoniowie.
Noga zmiażdżona
Na miejscu pojawili się przedstawiciele Państwowej Inspekcji Pracy, a także Okręgowego Urzędu Górniczego. Swoje czynności prowadziła również prokuratura. Przebieg zdarzenia został ustalony na podstawie relacji sztygara oraz pracownika udzielającego pomocy operatorowi wozidła.
- 61-letni kierowca był cały czas przytomny. W trakcie udzielania mu pomocy już po wypadku przekazał swojemu współpracownikowi, że w trakcie jazdy po wzniesieniu pojazd przewożący 50 ton ładunku w pewnym momencie przestał hamować. Mężczyzna próbował go jeszcze zatrzymać, ale kiedy zauważył, że to niemożliwe, wyskoczył z pojazdu. Niestety na tyle nieszczęśliwie, że pociągnął za kierownicę, gwałtownie skręcił, przy wyskoku zahaczył jeszcze o drabinkę i wpadł gdzieś pomiędzy głazy zabezpieczające drogę a koła pojazdu - mówi Emil Wojtyra, zastępca Prokuratora Rejonowego w Dzierżonowie.
Właśnie wtedy noga 61-latka została zmiażdżona.
Śmierć operatora
Prokuratura powołała biegłego specjalistę posiadającego wiedzę z zakresu maszyn i dużych pojazdów przemysłowych, aby dokonał oględzin tego, co zostało z wozidła technologicznego. Śledczy będą się skupiać na zabezpieczeniu dokumentacji i zbadaniu sprawności technicznej pojazdu, aby odpowiedzieć na pytanie, czy do wypadku doszło z powodu czyjegoś zaniedbania, czy błędu ludzkiego.
Postępowanie wszczęto w kierunku wypadku przy pracy, ale wedle najnowszych informacji kwalifikacja najprawdopodobniej zostanie rozszerzona o nieumyślne spowodowanie śmierci.
- W piątek otrzymaliśmy informację ze szpitala, że 61-letni pokrzywdzony zmarł. Nie znamy jeszcze przyczyny zgonu, czekamy na tę informację. Zleciliśmy od razu sekcję zwłok, w przyszłym tygodniu powinniśmy poznać wstępne ustalenia - zaznacza Tomasz Fedorszczak, szef Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie.
Zdjęcia i nagranie otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Telewizji Sudeckiej.
Źródło: tvn24.pl / Telewizja Sudecka
Źródło zdjęcia głównego: Telewizja Sudecka