W nocy ponad 30 pracowników Zakładu Gospodarowania Odpadami z miejscowości Gać (woj. dolnośląskie) trafiło do szpitala. Do przedsiębiorstwa wkroczyli strażacy, chemicy, kontrolerzy z Państwowej Inspekcji Pracy i inspektorzy z sanepidu. Wciąż nie udało się wyjaśnić, co było przyczyną zbiorowego zatrucia załogi sortowni.
Najpierw na brzeski Szpitalny Oddział Ratunkowy masowo zaczęły zgłaszać się osoby, które pracowały na nocnej zmianie w hali sortowni Zakładu Gospodarowania Odpadami. Gdy liczba pacjentów uskarżających się na bóle głowy, nudności, podrażnienie dróg oddechowych i bóle w klatce piersiowej wzrosła do ponad 30 osób lekarze powiadomili policję, strażaków, sanepid i prokuraturę.
- Miałam krwotok z nosa. Czułam pieczenie i suchość w gardle - mówiła w piątek popołudniu jedna z kobiet, która wieczorem pracowała przy sortowaniu odpadów.
"Nic nie zostało wykryte"
Kilkanaście godzin po zbiorowym zatruciu wciąż nie wiadomo co było jego przyczyną. - Do tej pory nie wykluczono nawet infekcji czy wirusa - przyznał na antenie TVN24 reporter Tomasz Kanik.
Władze ZGO Gać sprawą wydają się być zdumione. - W zakładzie była inspekcja pracy i sanepid. W nocy odbywało się badania toksykologiczne i radiologiczne. Chcieliśmy mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Nic jednak nie zostało wykryte. Nie było żadnych substancji grożących życiu lub zdrowiu - zapewnił Andrzej Sobolak, prezes zakładu.
Do zbiorowego zatrucia doszło w miejscowości Gać na Dolnym Śląsku:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Łukaszewicz