Na 2 lata więzienia skazano kobietę oskarżoną o spowodowanie śmierci swojej ciężarnej koleżanki. Do tragedii doszło niemal rok temu na moście kolejowym w Głogowie (woj. dolnośląskie). - To był wypadek. Wszystkie byłyśmy wypite - mówiła wtedy skazana.
- 5 lipca przed Sądem Rejonowym w Głogowie zapadł wyrok w sprawie zepchnięcia ciężarnej kobiety z mostu kolejowego przez jej 50-letnią koleżankę. Renatę M. skazano za nieumyślne spowodowanie śmierci i nieudzielenie pomocy pokrzywdzonej - informuje Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Wyrok? Decyzją sądu M. spędzi 2 lata za kratkami. Musi też zapłacić tysiąc złotych grzywny i 20 tys. złotych zadośćuczynienia na rzecz najbliższych zmarłej.
Alkohol, kłótnia i upadek z wysokości 5 metrów
Do wypadku doszło 19 lipca 2015 roku. - Tego dnia M. i jej dwie sąsiadki, jedna w szóstym miesiącu ciąży, spotkały się towarzysko. Piły alkohol, co najmniej po cztery piwa. Gdy kilka godzin później wracały do domu postanowiły skrócić sobie drogę i przejść przez, będący w złym stanie technicznym, most kolejowy - relacjonuje Łukasiewicz.
Gdy kobiety przechodziły po dziurawym wiadukcie zaczęły się kłócić. Poszło o pieniądze. Z ustaleń śledczych wynika, że w pewnym momencie, M. nieumyślnie odepchnęła ręką 38-letnią ciężarną koleżankę. Ta straciła równowagę i runęła z wysokości niemal 5 metrów na ziemię. - Kobiety zeszły pod wiadukt. Uciekły, gdy zobaczyły, że ich koleżanka nie żyje. Towarzysząca M. koleżanka prosiła, by ta zadzwoniła na pogotowie. 50-latka odmówiła - przytacza przebieg zdarzenia prokurator.
"Istniała szansa na podjęcie akcji reanimacyjnej"
Sekcja zwłok wykazała: przyczyną śmierci był krwotok wewnętrzny spowodowany obrażeniami ciała na skutek upadku z wysokości. 38-latka miała 3,65 promila alkoholu we krwi. Biegły ocenił, że 6-miesięczny płód był niezdolny do samodzielnego życia. Okazało się też, że kobieta nie zmarła od razu. - Gdyby zaraz po upadku zawiadomiono pogotowie istniała szansa na podjęcie akcji reanimacyjnej - cytuje wnioski biegłego Łukasiewicz.
M. tuż po wypadku usłyszała zarzut zabójstwa. Do winy się nie przyznawała. W rozmowie z reporterką TVN24 mówiła: "To był wypadek. Wszystkie byłyśmy wypite". W winę 50-latki nie wierzyli też jej sąsiedzi. - W życiu nie uwierzę żeby pani Renata mogła coś takiego zrobić. To musiał być nieszczęśliwy wypadek - twierdzili.
Nie działała celowo
Po kilku miesiącach prokuratorzy uznali, że M. koleżanki nie zepchnęła celowo. Podczas wizji lokalnej zajście odtworzono krok po kroku. W grudniu 2015 roku zarzut zmieniono na nieumyślne spowodowanie śmierci i nieudzielenie pomocy. M. groziło do 5 lat więzienia.
Sąd zdecydował, że najbliższe 2 lata kobieta spędzi w zakładzie karnym. W tym czasie ma być poddana leczeniu i terapii przeciwalkoholowej. Wyrok nie jest prawomocny.
Autor: tam/kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24