Były właściciel przędzalni w Mysłakowicach, który w styczniu wyburzył XIX-wieczny budynek bez zgód, wiedzy urzędników i mimo protestów konserwatora zabytków jest winny - uznał jeleniogórski sąd. Mężczyzna usłyszał wyrok 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5. Musi też zapłacić 80 tys. złotych grzywny i wpłacić nawiązkę na rzecz jednej z fundacji zajmującej się ochroną zabytków. Wyrok nie jest prawomocny.
Wyrok w sprawie wyburzenia XIX-wiecznej przędzalni "Orzeł" w Mysłakowicach zapadł w poniedziałek przed jeleniogórskim sądem okręgowym. Jak tłumaczyła sędzia, według niej, biznesmen działał z zamiarem osiągnięcia korzyści majątkowej. - Z zeznań świadków, operatorów koparek, wynika, że ich celem nie było zabezpieczenie budynku, tylko jego zburzenie. Takie polecenie wydał im kierownik robót i oskarżony. Już w momencie zakupu, oskarżony zmierzał do tego, by dokonać rozbiórki – mówiła w uzasadnieniu sędzia Beata Chojnacka – Kucharska cytowana przez portal jeleniagora.naszemiasto.pl.
Mężczyzna został uznany za winnego. Musi zapłacić 80 tys. złotych grzywny i 50 tys. złotych nawiązki na rzecz fundacji związanej z ochroną zabytków. Były właściciel przędzalni został skazany także na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Jednak jak podkreśla Andrzej Wieja z sądu okręgowego w Jeleniej Górze wyrok jest nieprawomocny.
Kwestie finansowe "rażąco surowe"
Co na takie rozstrzygnięcie obrońca skazanego? - Nie zgadzamy się. Złożymy wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku, a po zapoznaniu się z jego treścią rozważymy wniesie apelacji. Obecnie wydaje się ona wysoce prawdopodobna - powiedział w rozmowie z tvn24.pl mecenas Witold Ginalski, obrońca mężczyzny. I dodał, że kwestie finansowe "są rażąco surowe" dla jego klienta. - Wnioskowaliśmy o dużo łagodniejszą karę - przypomniał Ginalski.
Wyrokiem sądu wydaje się być usatysfakcjonowana zastępca dolnośląskiego konserwatora zabytków. - Trudno się cieszyć w sytuacji, gdy obiekt zabytkowy uległ zniszczeniu. Jednak ten wyrok, głównie ze względu na aspekt finansowy, może być dotkliwy i pouczający dla innych, którzy chcieliby zachować się w podobny sposób - stwierdziła Ewa Kica.
Kontrowersyjna ugoda
W kwietniu na jaw wyszła ugoda, jaką zawarł były właściciel fabryki lnu, który chciał dobrowolnie poddać się karze, z prokuratorem. Proponował zapłatę 7 tys. złotych nawiązki i 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. - Czy kara jest niska? Co ja pani poradzę, że dla pani, to jest dziwne. Dla mnie nie jest - mówił wtedy tvn24.pl Adam Kurzydło, prokurator rejonowy z Jeleniej Góry. Później prokurator wycofał się z ugody i przyłączył się do aktu oskarżenia.
Prace przy rozbiórce XIX-wiecznej przędzalni zakładów lniarskich "Orzeł" rozpoczęły się w styczniu 2014 roku. - To była perła architektury przemysłowej na skalę europejską. Jak można było tak bezprawnie to zniszczyć? - denerwował się Wojciech Kapałczyński, jeleniogórski konserwator zabytków.
Ministerstwo: kara powinna być surowa
Jeszcze w marcu, kiedy konserwator nakazał odbudowę zabytku, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zapowiadało szczególny nadzór nad sprawą Mysłakowic. Jak podkreślał ówczesny minister Bogdan Zdrojewski, na finał tej sprawy "uważnie patrzeć będą wszyscy właściciele zabytkowych obiektów". - Tak jak wtedy, tak i teraz uważamy, że kara powinna być surowa. Ale decyzji prokuratury oceniać nie możemy - wyjaśniał Maciej Babczyński, rzecznik MKiDN.
Chciał zapobiec nieszczęściu?
Z byłym już właścicielem terenu i części wyburzonego obiektu nie udało nam się skontaktować. W styczniu, w rozmowie z lokalnym portalem nj24.pl, mężczyzna nie zgadzał się zarzutami konserwatora zabytków i zaprzeczał jego wersji. Twierdził wtedy, że rozbiórki nie przerwał, bo dokumentu z nakazem nigdy nie otrzymał. Poza tym, jego zdaniem, obiekt groził zawaleniem, a on musiał temu niebezpieczeństwu zapobiec.
Na niej wzorowali się inni
Przędzalnia to jeden z najcenniejszych obiektów w kompleksie zakładów lniarskich. Zakład ufundował Fryderyk Wilhelm II, władca Prus. Budowa rozpoczęła się w 1839 roku, a już 5 lat później ruszyła produkcja. W czasach biedy i kryzysu przemysł w Mysłakowicach zatrudniał bezrobotnych tkaczy z Kotliny Jeleniogórskiej. Na tym zakładzie wzorowano powstające później fabryki lnu w Niemczech i Polsce. Nowoczesne na owe czasy, żeliwne podpory i konstrukcja miały ograniczyć zagrożenie pożarowe. W latach prosperity pracowało tu około 3 tys. osób. Później nadeszły ciężkie czasy dla przemysłu lniarskiego. W 2010 roku syndyk ogłosił upadłość zakładu. "Orzeł" został wykupiony, ale w jednym z budynków wciąż tka się i wykańcza materiały.
Obiekt znajdował się w Mysłakowicach:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław, jeleniagora.naszemiasto.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici/ Grzegorz Truchanowicz