Mieszkańcy regionów, w które uderzył huragan Ian, rozpoczynają długi i żmudny proces odbudowy. Najtrudniejsza sytuacja panuje na Florydzie, gdzie miejscami wciąż nie ma prądu, a wiele domostw zostało zmiecionych z powierzchni ziemi. W hrabstwie Lee, w które żywioł uderzył z największą siłą, służby ratunkowe wciąż poszukują ocalałych.
Jak podała w niedzielę po południu czasu lokalnego stacja CNN, bilans ofiar śmiertelnych huraganu Ian na Florydzie wzrósł do 74 osób. W Karolinie Północnej żywioł pochłonął życie kolejnych czterech osób, co oznacza, że na chwilę obecną tragiczny bilans żywiołu wynosi co najmniej 78 mieszkańców dwóch stanów. Oczekuje się, że liczba ta będzie rosła, ponieważ dopiero niedawno ekipy poszukiwawcze mogły dostać się w rejony, które początkowo były odcięte od świata.
Krajowe Centrum Huraganów (NHC) przekazał, że dodatkowa porcja intensywnych opadów deszczu była możliwe w części Wirginii Zachodniej i zachodniej Maryland do niedzieli rano.
"Wszystko po prostu zniknęło"
Najgorsza sytuacja panuje w hrabstwie Lee, gdzie zanotowano najwięcej ofiar śmiertelnych. Na teren wielu miejscowości wdarły się wysokie fale, powodując katastrofalne podtopienia i zmywając całe budynki. Popularna wśród turystów wyspa Sanibel została całkowicie zniszczona i odcięta od lądu, gdy wysokie fale uszkodziły prowadzący na nią most Causeway.
- Wszystko po prostu zniknęło - powiedział w niedzielę burmistrz Sanibel, Dana Souza. - Sieć elektryczna jest mocno zniszczona, system kanalizacyjny został poważnie uszkodzony, a badanie wodociągów trwa dalej.
Souza potwierdził również, że akcja ratunkowa dalej trwa. W sobotę służby ratunkowe dopiero zaczynały przeszukiwanie ciężko dotkniętego przez żywioł wschodniego krańca wyspy. Urzędnicy miejscy wiedzą o przynajmniej 300 gospodarstwach domowych, w których w momencie uderzenia huraganu przebywali ludzie.
Miasta nie do rozpoznania
Mimo trudnych warunków, akcję ratunkową niestrudzenie prowadzi także Straż Przybrzeżna USA (USCG).
- Pracujemy w miejscach, które są nie do rozpoznania - wskazał w niedzielę przedstawiciel USCG Brendan McPherson. - Nie ma tam żadnych znaków drogowych. Nic nie wygląda tak, jak dawniej. Budynki, które kiedyś stanowiły punkty charakterystyczne miejscowości, nie istnieją.
Agencja Reuters podaje, że w piątek około 10 tysięcy osób wciąż było uznawanych za zaginione na Florydzie. Władze stanu mają nadzieję, że okaże się, że są one bezpieczne, a jedynie pozostawały nieosiągalne z powodu przerw w dostawie prądu i łączności komórkowej.
W niedzielę rano około 837 tysięcy przedsiębiorstw i domów wciąż nie miało dostępu do prądu. Przywracanie funkcjonowania sieci elektrycznej trwa powoli - pierwszej nocy po uderzeniu Iana dostęp do sieci utraciły dwa miliony klientów w całym stanie.
Źródło: CNN, Reuters