Ulewy nawiedziły wschodnią Australię, przynosząc ze sobą tyle deszczu, ile zazwyczaj pada przez cały kwiecień. W stanie Nowa Południowa Walia doszło do wielu groźnych wezbrań, a strażacy uratowali z powodzi ponad 150 osób. Jak podały lokalne media, co najmniej jedna osoba nie żyje.
Od piątkowego poranka nad wschodnią Australią przechodziła strefa ulewnych opadów deszczu. W ciągu 24 godzin w Sydney spadło 111 litrów wody na metr kwadratowy, niemal tyle samo, ile zwykle pada tam przez cały kwiecień - średnia wieloletnia dla miasta wynosi 121,5 l/mkw. W Penrith na przedmieściach metropolii od piątkowego poranka zanotowano natomiast 167 l/mkw., co okazało się rekordem dla tej stacji meteorologicznej.
Jak podało australijskie Biuro Meteorologiczne (BoM), w sobotę po południu w części stanu Nowa Południowa Walia obowiązywały alerty powodziowe trzeciego, najwyższego stopnia.
Stan wody wciąż rośnie
W okolicach Sydney na nisko położonych przedmieściach doszło do poważnych podtopień. Stanowe służby alarmowe wydały w piątek kilka nakazów ewakuacji, a innych mieszkańców poproszono o pozostanie w domach i przygotowanie się na przejście kulminacji fali.
- Powinniśmy pamiętać, że poziom powodzi w niektórych rzekach, szczególnie w zachodnim Sydney, nadal rośnie, co stanowi realne zagrożenie - przekazał premier Nowej Południowej Walii Chris Minns.
Jak poinformowały w sobotę władze stanu, na skutek ulew konieczne było przeprowadzenie 152 akcji ratowania ludności z powodzi. 72 z nich odnotowano w Sydney. Miejska policja przekazała, że w Penrith na zalanej ulicy znaleziono ciało mężczyzny, a obecnie trwa ustalanie okoliczności jego śmierci.
Niebezpieczna aura ma opuścić Nową Południową Walię w niedzielę, kiedy to strefa opadów ma odsunąć się na północ.
Źródło: Reuters, ABC News