Na wschodnim wybrzeżu Australii szaleją pożary. W stanie Nowa Południowa Walia w mieście Lake Cathie spłonąć mogło nawet kilkaset koali.
W czwartek na terenie Nowej Południowej Walii z powodu suszy wybuchło 71 pożarów. Spłonęło 45 domów, nie ma żadnych informacji o ofiarach śmiertelnych.
Silny wiatr utrudniał akcję gaśniczą i sprzyjał rozprzestrzenianiu się żywiołu. Dym doleciał też do Sydney znacznie ograniczając widzialność. Służby przestrzegały mieszkańców przed wychodzeniem na dwór oraz szkodliwością dymu.
"Narodowa tragedia"
Do największej tragedii w ciągu ostatnich dni doszło jednak w mieście Lake Cathie - 380 kilometrów na północ od Sydney. Spłonął tam las o łącznej powierzchni dwóch tysięcy hektarów. Żywioł udało się okiełznać, obszar uznawany jest jednak za główne miejsce występowania koali.
- Na podstawie naszych obliczeń stracić mogliśmy około 350 koali - powiedziała w rozmowie z agencją Reutera Sue Ashton, dyrektorka szpitala dla koali w Port Macquarie. - To absolutnie strasznie, przerażające. To narodowa tragedia, bo ta populacja koali jest unikatowa - dodała.
Jak podała, koale, gdy zagraża im ogień, wspinają się na czubek drzewa i zwijają w kulkę. Jeśli pożar szybko gaśnie, ogień dotyka tylko ich futra, zwierzęciu nic się nie dzieje, a futro odrasta. Jednak jeśli ogień dotrze do czubka drzewa, zwierzę ginie - wyjaśniła Ashton.
Zdaniem Ashton nawet jeśli niektórym koalom udało się uciec przed ogniem, zwierzęta nadal mogą poparzyć sobie łapy i pazury, a to uniemożliwi im wspinanie się na drzewa w przyszłości.
Ashton dodała, że w czwartek na miejsce pożaru chciało wejść kilku ratowników. Zostali jednak zawróceni z powodu silnego wiatru i ryzyka wzniecenia ognia.
Autor: dd/aw / Źródło: Reuters, news.com.au