- Ulice w ciągu 40 minut od ogłoszenia alarmu opustoszały. Jest cisza przed burzą. Ludzie po prostu czekają. Wszystko jest pozamykane - relacjonował sytuację na wyspie Phuket w Tajlandii w TVN24 Janusz Urbanowski. Polski turysta, podobnie jak tysiące ludzi w regionie, chronił się przed falą tsunami, która być może dotrze do brzegów Oceanu Indyjskiego. Po trzęsieniu ziemi o sile 8,6 st. w skali Richtera 500 km na zachód od wybrzeży Sumatry wiele państw wydało ostrzeżenia przed falą, później zostały one odwołane.
Polak przebywający na wyspie położonej na północ od Sumatry mówił na antenie TVN24, że informacja o możliwej fali tsunami pojawiła się zaraz po doniesieniach o trzęsieniu ziemi i ewakuacja w kurorcie, w którym przebywa wraz z żoną nastąpiła bardzo sprawnie.
Oczekiwanie na falę - W ciągu 40 minut ulice opustoszały. Są tu drogowskazy z napisami po angielsku, pokazujące drogę ewakuacji w razie alarmu tsunami. Nie było żadnych syren, ale zaczęły jeździć samochody z głośnikami i w paru językach zostało ogłoszone, że wszyscy mają opuścić plażę - mówił Urbanowski. Turysta relacjonował, że wszyscy czekają w napięciu na dalsze wypadki. - Chciałem zejść do sejfu, który jest na poziomie "0", by zabrać swoje rzeczy, ale nie znalazłem nikogo w hotelu. Wszyscy gdzieś siedzą i czekają - mówił w TVN24. On sam był wówczas 60-70 metrów od plaży, w swoim pokoju hotelowym. Mówił, że miejscowe służby nawoływały ludzi, by udali się do "wyznaczonych miejsc" i tam oczekiwać na falę. On jednak postanowił zostać na miejscu. - Po prostu siedzę w hotelu. Widzę płaskie, czyste morze i czekam - dodał.
"W pierwszej chwili była panika" Inna polska turystka Anna Szopińska, przebywająca na tej samej wyspie w innym hotelu, powiedziała w TVN24, że nikt na miejscu nie dostarcza gościom informacji o sytuacji i o wszystkim dowiadują się w rozmowach telefonicznych z rodzinami w kraju. - Była słyszalna syrena, ale w pierwszej chwili była panika, obsługa biegała i dopiero po chwili wskazano nam drogę na dach. Jesteśmy na 5. piętrze hotelu i mamy tu jeszcze pozostać - poinformowała Szopińska.
Ostrzeżenia również w Malezji
W gotowości sa również służby w Malezji. Jak relacjonował na Kontakcie 24 internauta @Misiek, informują one turystów o sytuacji w regionie. "Leżeliśmy błogo na plaży, kiedy podszedł do nas miejscowy i powiedział o możliwym tsunami. Po chwili podjechała policja i przez megafon poinformowała o zagrożeniu" - napisał @Misiek, który przebywa na wyspie Pangkor (zachodnie wybrzeże Malezji).
"Jednak miejscowi mówią, żeby zachować spokój, bo nawet w 2004 roku nie było tutaj zagrożenia, dlatego, że wyspa leży pomiędzy innymi. Niemniej jednak służby ostrzegawcze działają bez zarzutu i można im tylko pozazdrościć sprawnej organizacji" - dodał internauta.
"Sytuacja wraca do normy"
"Myślę, że sytuacja wraca po woli do normy" - napisał na Kontakt 24 internauta Benek. "Jest teraz tutaj późny wieczór, więc ciężko jest mi określić, ale gdy był alarm akurat z kolegą byliśmy w Patongu. Jedliśmy spokojnie posiłek w jednym z barów i nagle ludzie zaczęli uciekać. Zostaliśmy poinformowani, że jest alarm tsunami więc wsiedlismy na skuter i pojechaliśmy na górkę, z której zresztą przysłałem fotki i film. Lotnisko zamknęli i samoloty, które miały lądować zawracały".
Fala niegroźna
Po kilku godzinach od wystąpienia pierwszych wstrząsów amerykańskie Centrum Ostrzeżeń przed Tsunami oceniło, że fala może zagrozić już tylko Sumatrze, natomiast nie oczekuje się zniszczeń w całym regionie Oceanu Indyjskiego.
Wślad za tymi informacjami poszczególne kraje zaczęły odwoływać ostrzeżenia przed tsunami.
Autor: js/rs / Źródło: tvn24.pl, Kontakt24, PAP