Pojawiła się nadzieja na powrót żółwi słoniowych z rodziny Samotnego George'a do świata żywych. Biolodzy odkryli, że inne żółwie zamieszkujące Galapagos noszą te same geny, co ich zdechły przed kilkoma miesiącami kuzyn - symbol archipelagu.
Samotny George zdechł w czerwcu tego roku. Biolodzy wiele razy starali się skrzyżować go z samicami innych gatunków żółwi, aby w ten sposób zachować jego unikalne geny. Jednak wszelkie próby krycia kończyły się fiaskiem. Naukowcy byli przekonani, że 100 letni George, ostatni przedstawiciel żółwi słoniowych żyjących na La Pincie, jednej z najmniejszych wysp archipelagu, odszedł bezpotomnie i że tym samym kończy się rozdział tego podgatunku na kartach historii.
Żółwie słoniowe powrócą?
Jednak okazało się, że geny Samotnego George'a przetrwały u innych żółwi. - Zebraliśmy próbki krwi 1700 żółwi żyjących na wyspie Izabeli. Po kilku tygodniach analiz odkryliśmy, że jeden procent badanych zwierząt ma geny Samotnego George'a - mówi Washington Tapia, biolog z Parku Narodowego Galapagos.
Jak to możliwe? Żółwie słoniowe żyją na archipelagu wysp Galapagos, na różnych wyspach różne podgatunki. Różnice między nimi zainspirowały Karola Darwina do sformułowania teorii ewolucji. Samotny George był ostatnim przedstawicielem żółwi żyjących na Pincie.
Jego towarzysze zostali przetrzebieni jeszcze w XIX przez piratów i wielorybników. Jak przypuszczają biolodzy część z nich została zabrana na pokład, a potem wyrzucona do morza. Jakimś cudem udało im się dotrzeć do lądu, na wyspę Izabela, i tam skrzyżować się z innymi podgatunkami żółwi słoniowych.
Odkryte osobniki przypominają Samotnego George'a i naukowcy mają nadzieję, że dzięki odpowiedniemu krzyżowaniu osobników uda się odtworzyć podgatunek. - Możemy zacząć długi i żmudny proces, który potrwa około 100-150 lat - skomentował Edwin Naula, dyrektor parku narodowego Galapagos.
Atrakcja dla milionów
Żółwie słoniowe dożywają nawet 200 lat. Samotnego George'a odkrył w 1972 r. biolog z Węgier. Od tamtego czasu zwierzę stało się symbolem Galapagos.
Końcówkę swojego życia spędzał na wybiegu na wyspie Santa Cruz, co miesiąc przyciągając tysiące turystów, którzy chcieli sobie zrobić zdjęcie ze zwierzęciem, które w Księdze Rekordów Guinnessa nosił tytuł najbardziej zagrożonego gatunku. W zeszłym roku park odwiedziło 180 tys. turystów.
Autor: mm/rs / Źródło: Reuters