Do wyzdrowienia i nabycia odporności na różne infekcje, w tym także pochodzące od koronawirusa SARS-CoV-2, potrzebne są przeciwciała. - Jako gatunek ludzki, każdy trochę inaczej się broni i to jest dobre, bo w sytuacji zupełnie nowego zagrożenia, układ odpornościowy szuka najlepszej możliwości przeżycia - mówił na antenie TVN24 w programie "Wstajesz i wiesz" immunolog profesor Grzegorz Dworacki.
Według badań na grupie kilkuset osób przeprowadzonych przez zespół immunologa profesora Grzegorza Dworackiego, liczba przeciwciał przeciwko SARS-CoV-2 występujących w populacji może sięgać około dwóch do trzech procent. Nie jest to zbyt dużo. Co dokładnie to oznacza?
- To były badania robione ponad miesiąc temu, czyli w tej chwili to się może zmieniać, ale penetracja wirusa nie była taka duża. Druga rzecz, że przeciwciała są podstawową bronią przeciwko wielu infekcjom i jeżeli je mamy, to zasadniczo powinno być dobrze - mówił Dworacki na antenie TVN24.
Przeciwciała jak czekolada
Jak tłumaczył, u ludzi występują dwa rodzaje odporności - wrodzona, naturalna oraz późna, nabyta. Czym są przeciwciała? Immunolog porównał je do wiórów sosnowych, polanych czekoladą.
- Podam może taki przykład [...]. Gdybym w tej chwili przyszedł [...] i miał na talerzu pachnące świeże na śniadanie zheblowane wióry sosnowy, na pewno nie zjecie, ale gdyby było to tak, że te wióry są w grubej, słodkiej czekoladzie, to pewnie niektórzy by się skusili. Przeciwciała są formą takiej czekolady na ten proces nazywany opsonizacją i w tym momencie komórki żerne, makrofagi i granulocyty są w stanie wszystko to, co jest opłaszczone, zjeść. I chodzi o to, żeby ta opsonina, która w sposób właściwy jest w stanie rozpoznać jakiekolwiek bakterie czy nawet własne komórki uszkodzone, żeby ona zapewniła właściwie ten proces pakowania w czekoladę - opisał Dworacki.
Jak wspomniał, zaskoczenie może stanowić fakt, że u pewnej grupy osób, która chorowała na COVID-19 testy genetyczne nie wykazały obecności przeciwciał. Są także osoby, u których choroba przebiegała łagodnie lub niemal bezobjawowo, a które mają bardzo wysokie poziomy przeciwciał i są dawcami osocza. Profesor wyjaśnił, że oznacza to różny sposób odpowiadania wirusa, u różnych grup ludzi.
- Jako gatunek ludzki, każdy trochę inaczej się broni i to jest dobre, bo w sytuacji zupełnie czegoś nowego, nowego zagrożenia, układ odpornościowy szuka najlepszej możliwości przeżycia - powiedział.
Kolejną kwestią jest samo znaczenie przeciwciał jako odporność na przyszłość. Ich długoterminowa skuteczność nie została jeszcze potwierdzona, jednak aby wyjaśnić te zagadnienia trwają kolejne badania.
- Praktyka innych chorób dowodzi i uczy nas, że w sytuacji, gdy mamy wysokie przeciwciała, jesteśmy odporni i to na wiele lat, i temu służą szczepionki. Natomiast na ten moment trochę za mało wiemy, musimy obserwować. Co jest dobre - to, że widzimy, że po powtórnych badaniach po około miesiącu, u tych osób, u których [na początku - przyp. red.] były wysokie przeciwciała, teraz są albo jeszcze wyższe albo się utrzymują. Natomiast za pół roku, za rok będzie istotne powiedzenie, czy ta odporność faktycznie jest trwała - mówił immunolog.
Najlepsze, co można wymyślić
Zdaniem Dworackiego, można przyjąć, że osoby posiadające właściwe przeciwciała, są odporne. Jednak w związku w wieloma niewiadomymi, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) nie zarekomendowała dawania tak zwanych paszportów immunologicznych, które poświadczają o pełni zdrowia.
- Przeciwciała są naturalną formą obrony organizmu i do tej pory nic lepszego niż organizm sam wymyśla, myśmy ludzie nie wymyślili. Należy się tego trzymać. W większości innych chorób, kiedy mamy przeciwciała, przechorowaliśmy albo byliśmy zaszczepieni, zapewniają nam trwałą odporność. Natomiast no tu musimy po prostu poczekać - mówił profesor. Dodał, że konieczne są długotrwałe badania na dużej grupie.
Immunolog mówił, że odpowiedzi na nasze pytania może znajdą się za około rok.
- Zobaczymy, jak będzie w sytuacji, prawdopodobnie drugiej fali jesienią, jak te osoby będą się zachowywać na świecie i wtedy będziemy mogli powiedzieć więcej - powiedział Dworacki.
Jego zdaniem największy kłopot koronawirusem SARS-CoV-2 stanowi fakt, że jest to nowy patogen, na który człowiek nie ma wytworzonych przeciwciał.
- Organizm robi absolutnie wszystko, żeby zlikwidować zagrożenie, przy minimum nakładu kosztów energetycznych. Przeciwciała pojawiają się w sumie dosyć późno, jeżeli inne mechanizmy zawodzą, a ich wytworzenie wymaga olbrzymiego nakładu energii i organizm się przed tym broni. Nie inwestuje w coś, jeżeli nie jest to konieczne - powiedział gość TVN24.
Nauka życia z koronawirusem
Rządy wielu krajów znoszą kolejne obostrzenia. Jak mówił Dworacki, trudno by świat i ludzie zamykali się na dłuższy czas. Warto mieć jednak na uwadze nieustannie, że koronawirus stanowi zagrożenie i nie wiemy, jak zachowuje się po upływie kilku miesięcy od zakażenia.
- Myślę, że musimy nauczyć się żyć z tym wirusem, starając się żyć normalnie, niemniej zachować umiar. Ja mam pewne obawy, jeżeli chodzi o pandemię grypy sto lat temu. To drugie uderzenie [grypy - przyp. red.] było silniejsze i spodziewam się, że może coś takiego nadejść. Z drugiej strony pozytywną rzeczą jest to, że ten wirus mógłby być groźniejszy. W tej chwili jedna osoba zakaża odrą około 17 osób, tak średnio się liczy. Ten wirus rozprzestrzenia się z jednej osoby do dwóch i pół kolejnych. Przy odrze dużo osób mamy uodpornionych, są szczepione. Tutaj problemem jest, że ten wirus to jest nowość dla populacji ludzkiej - podsumował.
Całość rozmowy zobaczysz tutaj:
Autor: kw/aw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: NIAID (CC BY 2.0)