Ponad 16 tysięcy nowych potwierdzonych zakażeń koronawirusem i kolejnych 580 zmarłych osób chorych na COVID-19 - takie dane podało w czwartek Ministerstwo Zdrowia. - W ostatniej dobie Polska jest piątym krajem na świecie, jeśli chodzi o przyrost nowych przypadków zgonów. I my poza dziesiąte miejsce nie wychodzimy od dwóch tygodni - podkreślił na antenie TVN24 profesor Andrzej Fal z Kliniki Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Szpitala MSWiA w Warszawie.
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w czwartek o 16 687 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. To kolejny dzień z bardzo wysokim tragicznym bilansem choroby - zmarło 580 zakażonych.
- Jeżeli patrzymy na dane, to w Polsce przez ostatnie cztery tygodnie wydarzyło się dużo złego w tym zakresie i to jest kontynuowane. Cztery tygodnie temu byliśmy około 35. miejsca na świecie, jeśli chodzi o liczbę przypadków. W tej chwili, jeżeli na to spojrzymy dokładnie w tej samej klasyfikacji, to jesteśmy w pierwszej piętnastce. Czyli ta dynamika wzrostu przypadków w Polsce jest dużo większa niż na całym świecie - podkreślił w rozmowie z TVN24 prof. Andrzej Fal z Kliniki Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Szpitala MSWiA w Warszawie.
Lekarz: wydawało się, że będzie lepiej
Jak dodał, wydawało się, że po dwóch tygodniach po wprowadzeniu obostrzeń zarówno liczba nowych zakażeń, jak i śmiertelnych przypadków będą niższe. Tymczasem umieralność wciąż jest na bardzo wysokim poziomie - niezależnie od występowania chorób współistniejących.
- Jeżeli w ten sposób spojrzymy na statystyki, to chociażby w ostatniej dobie Polska jest piątym krajem na świecie, jeśli chodzi o przyrost nowych przypadków zgonów. I my poza dziesiąte miejsce nie wychodzimy od dwóch tygodni. To jest najbardziej niepokojąca zmiana co do przebiegu epidemii w Polsce - wspomniał.
"Coś się zmieniło"
Zdaniem eksperta na tak dużą liczbę przypadków śmiertelnych wpływać może wiele czynników, ale lekarzom, którzy codziennie walczą z COVID-19, wydaje się, że przebieg choroby mógł się zmienić.
- Choroba przebiega jakby bardziej agresywnie. Nie mam potwierdzeń co do tego, że mamy jakąś mutację wirusa, która za to odpowiada. Nie, my (...) opieramy się na tym, co widzimy codziennie. I to dotyczy zarówno układu krążenia, gdzie coraz więcej pacjentów ma bradykardię (nadmierne spowolnienie akcji serca - red.), jak i układu oddechowego, gdzie zmiany u pacjentów hospitalizowanych są coraz bardziej obfite, coraz trudniej ustępujące. Coraz więcej pacjentów wymaga przewlekle wysokich przepływów tlenu czy też wspomagania oddechu w sposób mechaniczny. Tak że coś zmieniło się w przebiegu wirusa i nie potrafimy tego naukowo zdefiniować - mówił.
Nie radzić sobie na własną rękę
Za główną przyczynę tego nie uznał zbyt późnego docierania chorych do szpitali od momentu pojawienia się pierwszych objawów zakażenia. Przyznał jednak, że może się zdarzać, iż pacjenci próbują poradzić sobie z pierwszymi symptomami choroby na własną rękę. Ekspert zaapelował, by potencjalni chorzy nie lekceważyli problemu, szczególnie jeśli odczuwają duszności.
- To zwiększa nasze szanse na łagodniejszy przebieg choroby i przeżycie - powiedział.
Fal wspomniał także, że w walce z koronawirusem bardzo przydatne może się okazać korzystanie z pulsoksymetru.
- Jeżeli mamy szansę na patrzenie na stopień nasycenia naszej krwi tlenem i jeżeli będziemy według tego parametru starać się obiektywizować to, jak się czujemy, to zdecydowanie może w końcowym rozrachunku pomóc i naszemu życiu, i naszemu zdrowiu oraz lekarzom, ratownikom i pielęgniarkom, którzy będą nas leczyć - mówił.
Całą rozmowę z prof. Falem zobaczysz tutaj:
Autor: kw//rzw / Źródło: tvn24