"RS-25 to Clark Kent pośród napędów". Skąd wzięło się to porównanie silnika rakietowego, mającego napędzić najpotężniejszą rakietę świata, do niepozornego fajtłapy, który stanowi alter ego komiksowego Supermana?
To NASA nazywa RS-25 Clarkiem Kentem.
Z tego silnika rakietowego amerykańska agencja kosmiczna korzysta już od 30 lat. W tym czasie okazało się, że choć niepozorny, jest on najlepszym, co może zasilać pierwszy stopień tzw. SLS (Space Launch System to projektowana ciężka rakieta nośna, mająca zastąpić wahadłowce. Planuje się, że SLS - o której mówi się, że będzie najpotężniejsza rakietą świata - wyniesie astronautów na asteroidę).
Superwytrzymały, o wielkiej mocy
Tym, co czyni Clarka Kenta Supermanem po pierwsze jest fakt, że bardzo trudno go zniszczyć: jest to pierwszy w historii silnik rakietowy wielokrotnego użytku. Po drugie - RS-25 byłby w stanie zasilić 11 lokomotyw, 1,315 tys. priusów Toyoty, prawie 1,232 mln iPadów, oświetlić 430 stadionów baseballowych lub około 9,8 tys. ulic w takich miastach, jak Chicago, Nowy Jork czy Los Angeles. Na dodatek ciśnienie, jakie panuje w silniku jest równoważne ciśnieniu, jakiego doświadcza łódź podwodna na głębokości prawie 5 km.
To Was nie przekonuje?
Cztery RS-25, bo tyle ma wspomagać SLS, wypchną tę rakietę z kosmodromu z prędkością kilkadziesiąt razy większą niż osiągają samochody biorące udział w wyścigach.
Autor: map/rs / Źródło: NASA