Pracownicy fabryki Bang w dzielnicy przemysłowej Chan we wschodnim Bangkoku wciąż walczą z powodzią. Pompują wodę dzień i noc. Układają stosy z worków z piaskiem. A wszystko po to, by ich miejsce pracy przetrwało. Takich jak oni są setki.
We wschodniej części biznesowego obszaru zalane zostały 93 fabryki prowadzone przez lokalne i międzynarodowe firmy, takie jak Nestle, YumYum produkujący między innymi makaron instant czy President Bakery Plc robiący bułki dla McDolnald's.
Woda płynąca kanałem przecinającym tę część miasta wystąpiła z brzegów zalewając główną ulicę. Od czterech dni poziom wody powodziowej nie uległ tam zmianie.
Sami decydują czy pracują
Minister przemysłu Wannarat Channukul, powiedział, że maszyny i cenniejszy sprzęt znajdujący się w fabrykach został przeniesiony na wyższe kondygnacje. Ogłoszony tam alarm pierwszego poziomu oznaczał, że firmy same mogły podjąć decyzję o tym, czy chcą kontynuować pracę czy też nie.
Dezinformacja frustruje
- Żaden urzędnik czy organizacja nie jest w stanie powiedzieć, kiedy przyjdzie fala powodziowa i jak wysoka będzie. Sami na bieżąco musimy oceniać sytuację. Na tym jesteśmy najbardziej skoncentrowani – powiedział Danai Charoensuk, 51-letni inżynier pracujący w firmie Plastic Cotco.
Przemysłowe wyspy
Tak więc, pomimo powodzi, większość fabryk nadal działa. Tworzą one rodzaj wyspy otoczonej zewsząd wodą. Bang Chan oraz Lat Krabang są przemysłowymi rejonami na wschodzie stolicy Tajlandii najbardziej narażonymi na zalanie. Pozostałe najbardziej uprzemysłowione obszary w centralnej prowincji, Ayuthaya i Pathum Thani, znalazły się już dawno pod wodą.
Autor: usa//aq / Źródło: APTN