Mieszkańcy hawajskiego miasteczka Pahoa nie mogą spać spokojnie. Rozżarzona lawa zbliża się do ich domów. - Strumień lawy zaczyna przyspieszać i w ciągu tygodnia pokonał kolejnych 250 metrów - poinformował na antenie TVN24 Nikodem Pikor, mieszkaniec Hawajów. Dlatego istnieje ryzyko zarządzenia ewakuacji.
Od czerwca z hawajskiego wulkanu Kilauea wydobywa się lawa, jednak dopiero od kilku dni sytuacja stwarza szczególne niebezpieczeństwo. Pochłaniane bowiem są coraz większe połacie terenu. Istnieje ryzyko, że lawa wkrótce dotrze do zabudowy mieszkalnej niewielkiego miasteczka Pahoa na hawajskiej Wielkiej Wyspie (ang. Big Island).
- Ten główny strumień lawy, który wydobywa się z jednej ze stref ryftowych i kieruje się na to miasteczko, zaczyna przyspieszać i w ciągu tygodnia pokonał kolejnych 250 metrów - poinformował Nikodem Pikor, menadżer Hawaii Polonia Tours, mieszkaniec Hawajów.
Dodał przy tym, że obecnie niecałe pół mili (ok. 700-800 metrów) dalej znajduje się większość zabudowy mieszkalnej Pahoa.
"Sytuacja jest poważniejsza niż ta sprzed 20 lat"
Z informacji podawanych przez serwis weather.com wynika, że obecnie prędkość "poruszania się" lawy szacuje się na około 10-14 km/h.
- Sytuacja jest poważniejsza niż ta, z którą mieliśmy do czynienia przez ostatnich 20 lat. Nie są to jakieś gwałtowne albo bardzo dynamiczne zmiany, ale jedno z miasteczek na południu Big Island jest w tym momencie bardzo poważnie zagrożone - wyjaśnił Pikor.
W niedzielę rozżarzona materia stopionych skał popłynęła przez stary buddyjski cmentarz. Z relacji mieszkańców wyspy wynika, że miejscami oczom ukazują się stopione pomniki, porwane przez lawę.
Pewna ewakuacja?
Lokalne władze w sobotę sprawdzały, czy obuwatele Pahoa mają gdzie się podziać w razie ewakuacji. Mieszkańcy domów, które znajdują się na ścieżce przepływu lawy zostali poproszeni o to, by do wtorku zakończone zostały wszystkie przygotowania do opuszczenia budynków. Nie oznacza to jednak, że tego dnia rozpocznie się ewakuacja. Wszystko zależy od tego, jak szybko będzie poruszała się lawa.
- Podejrzewam, że na wszelki wypadek będzie ewakuacja najważniejszego mienia, czyli tego co zajmuje najwięcej czasu. Natomiast z doświadczenia wiem, że mieszkańcy będą czekali do ostatniej chwili. Tak, jak to miało miejsce przed dwoma dekadami. Dopiero wtedy, kiedy ten strumień lawy podchodził już na kilkanaście, na kilkadziesiąt metrów od domostw, mieszkańcy opuszczali swoją ziemię - wyjaśnił Pikor.
Autor: kt/map / Źródło: TVN24, weather.com