Wiadomo już, ile czasu przeznaczonego na pracę, wypoczynek, sen czy sprzątanie domu "kradnie" każda minuta, jaką bez wyraźnego celu spędzamy w sieci. Scott Wallsten, starszy pracownik naukowy w Tech Policy Institute przeanalizował amerykańskie badania spędzania czasu (American Time Use Survey) - przeprowadzane od 2003 r. na zlecenie rządu. Sprawdził, na co poświęcamy mniej czasu, żeby móc spędzić go w internecie.
Wnioski, jakie zawarł w raporcie dla Narodowego Biura Badań Ekonomicznych, są dość dramatyczne. Okazała się, że każda minuta spędzona na w internecie bez związku z wykonywanymi zadaniami odbiera zauważalną ilość czasu wszystkim innym aktywnościom.
"Kradnie" pół godziny pracy dziennie
Z wyliczeń Wallstena wynika, że każde 10 minut spędzone na "przeglądaniu" sieci oznacza, że poświęcimy o 2,7 min mniej na pracę, a w przypadku osób w wieku 30-40 lat nawet o 3,75 min. Oprócz tego zostaje nam o 2,9 min. mniej na inne formy wypoczynku i rozrywki oraz 1,2 min na czynności związane z dbaniem o siebie - w tym sen. Mniej będzie też czasu na podróże (o 1 min), prace domowe (o 42 sek) i edukację (o 36 sek).
To nie wszystko. Wiadomo też, jak dokładnie każde 10 min czasu spędzonego bezcelowo online zubaża różne formy naszego wypoczynku. To o 32,4 sek mniej aktywności towarzyskich "w realu", o 24 sek mniej na relaks i rozmyślanie, o 9,6 sek mniej czasu na imprezowanie i o 6 sekund mniej czasu poświęconego wydarzeniom kulturalnym.
Pamiętajmy przy tym, że to wyliczenia tylko dla 10 minut spędzonych na niesprecyzowanej rozrywce w internecie. Tymczasem ze statystyk wynika, że w ciągu całego dnia zajmuje nam to aż 100 minut, czyli wszystkie wymienione wyliczenia trzeba pomnożyć przez dziesięć. Okazuje się więc, że w ciągu dnia korzystanie z internetu "zjada" nam niemal półgodziny czasu na wypoczynek, 27 minut z czasu pracy i o 12 min skraca czas dbanie o siebie i snu.
Sprzątanie nie zawsze przegrywa z siecią
Wallsten sam jednak zwrócił uwagę, że badania, na których się opierał, nie są wystarczająco precyzyjne. Po pierwsze nie biorą pod uwagę takich aspektów jak wielozadaniowość części użytkowników sieci, a po drugie pojawia się problem z określeniem kategorii takich aktywności jak np. oglądanie telewizji czy prowadzenie rozmów telefonicznych przez internet. Do tego od wczesnego okresu przeprowadzania ankiet American Time Use Survey - czyli dziesięć lat temu - internet mocno się zmienił, bo np. pojawiły się pochłaniające obecnie sporo czasu portale społecznościowe.
Na dodatek ilość czasu, jaki ludzie spędzają online i offline, różni się znacznie w zależności od wieku, dochodów i innych czynników demograficznych. U młodych ludzi aktywności w sieci stanowią znacznie większy procent działań uznanych za rozrywkę niż u starszych osób. Przyglądając się szczegółom, komentatorzy zauważyli też, że w przypadku kobiet zauważalnie mniejsza jest ilość czasu odebranego przez "przeglądanie internetu" pracom domowym.
Wydajność nie musi spadać?
Biorąc pod uwagę takie zastrzeżenia, specjaliści komentujący raport Wallstena przyznają, że pokazuje on pewną tendencję, ale na razie jeszcze wykazane liczby pozostają na tyle małe, ze prawdopodobnie nie oznaczają jeszcze znacznego spadku naszej wydajności, który mógłby owocować poważnymi startami ekonomicznymi.
Co więcej, pojawiają się też badania wskazujące, że odcinanie się (lub np. pracowników) od "obijania się " w sieci w trosce o wydajność nie musi być jedynym rozwiązaniem. Wynika z nich, że regularne, systemowe przerwy na "przeglądanie internetu" mogą nawet korzystnie wpływać na niektórych pracowników, zapewniając im chwile odpoczynku sprzyjające następnie zwiększeniu wydajności. Również czas spędzony w portalach społecznościowych może korzystnie się odbić na wiedzy i umiejętnościach związanych z pracą.
Autor: js/mj / Źródło: washingtonpost.com, blogs.hbr.org
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock