Liczba ofiar śmiertelnych powodzi w trudno dostępnej, górzystej części północnego Afganistanu wzrosła w niedzielę do 81 osób. Do dotkniętych kataklizmem powoli zaczyna docierać pomoc. Powodzianie potrzebują żywności, wody i lekarstw.
Fazel Rahman, szef policji w okręgu Guzirga i-Nur w prowincji Baghlan poinformował, że liczba ofiar piątkowej powodzi drastycznie wzrosła z 54 do 81.
Dodał też, że 850 domów w kilku wioskach zostało całkowicie zniszczonych, a ponad 1000 zostało uszkodzonych przez silne deszcze i powódź. Tysiące osób pozostało bez schronienia, jedzenia, wody i lekarstw.
Zniszczone całe wioski
Jeden z mieszkańców poszkodowanego regionu relacjonował, że w trakcie ulewnych deszczy przebywał u syna w szpitalu poza rodzinną miejscowością. Kiedy chciał wrócić do domu, nie mógł się przedostać, gdyż drogi były całkowicie zalane.
- Kiedy wreszcie dotarłem, nie było niczego. Wioska została całkowicie zniszczona - żalił się Afgańczyk.
Pomoc powodzianom
Rzecznik afgańskiego ministerstwa obrony gen. Mohammad Zahir Azimi powiedział, że wojskowe śmigłowe uczestniczą w akcji niesienia pomocy powodzianom.
Władze przekazały poszkodowanym namioty, kilkaset koców i jedzenie. Jednak wciąż rośnie liczba potrzebujących. Prezydent Hamid Karzaj powołał specjalną komisję rządową, która ma przyspieszyć dostarczenie pomocy do zalanych wiosek. Wyraził również głębokie współczucie dla tych, którzy w powodzi stracili swoich bliskich.
Niektórzy stracili wszystko
Jeden z mieszkańców poszkodowanego regionu - Sahib Nazar - nie mógł ukryć łez podczas wywiadu dla lokalnych mediów. W wyniku powodzi zginęła niemal cała jego rodzina.
- Straciłem wszystkich: rodziców, żonę i pięcioro dzieci - informował Nazar.
- Moją matkę, żonę i trójkę dzieci już pochowano. Wciąż szukam ciał ojca i dwójki dzieci - dodał.
Lawiny błotne
W ubiegłym miesiącu lawiny błotne, spowodowane wyjątkowo silnymi opadami deszczu, zniszczyły jedną z miejscowości w prowincji Badachszan na granicy z Chinami; kataklizm mógł zabić nawet ponad 2100 osób.
Autor: PW/mj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EPA