W walce z ogniem w południowej Kalifornii strażacy wreszcie zaczynają być górą. We wtorek dołączyli do nich piloci, którzy gasili pożar z powietrza.
Od ponad dwóch tygodni Kalifornia zmaga się z ogromnymi pożarami. Żywioł został okrzyknięty imieniem Thomas.
Jak poinformowali strażacy, prędkość wiatru zmalała, co pozwoliło strażakom na skuteczniejsze działania. Lokalni synoptycy prognozują, że podmuchy będą słabnąć aż do wtorku. Ich prędkość wyniesie do 15-30 kilometrów na godzinę.
W poniedziałek odwołano ewakuację w ogarniętym od 4 grudnia pożarami hrabstwie Ventura. W najtrudniejszych dniach walki z żywiołem, ogień zagrażał tam 18 tysiącom budynków.
Santa Ana - czyli suchy, pustynny wiatr fenowy - wieje w południowej Kalifornii jesienią i zimą. Ze względu na to, że przyczynia się do powstawania pożarów i utrudnia z nimi walkę, bywa nazywany "diabelskim".
Spłonęły setki tysięcy akrów
Do wtorkowego poranka czasu lokalnego Thomas strawił prawie 259 tysięcy hektarów powierzchni i zniszczył ponad tysiąc budynków. Zginęły dwie osoby, w tym strażak. Z terenów zagrożonych i objętych ogniem ewakuowano 16 tysięcy mieszkańców.
Na liście 20 największych pożarów w historii Kalifornii prowadzonej przez Cal Fire (Kalifornijski Departament Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej) od 1932 roku, Thomas znajduje się na trzecim miejscu. Jedynie dwa inne były bardziej niszczycielskie: w pożarze Cedar w 2013 roku spłonęło około 110,5 tysiąca hektarów, a pożar Rush z 2012 roku strawił 110 tysięcy hektarów.
Z szalejącymi od dwóch tygodni kalifornijskimi pożarami walczyło do tej pory łącznie 8500 strażaków. Koszty akcji szacuje się na prawie 131 milionów dolarów.
Autor: ao,wd//rzw / Źródło: Reuters