Australijka, która kilka dni temu uratowała koalę z szalejących płomieni, odwiedziła zwierzę w szpitalu. Lewis - bo takie koala otrzymała imię - jest pod opieką weterynarzy, ale ma poważne poparzenia.
Kilka dni temu internet obiegło nagranie dramatycznej akcji ratunkowej koali z pożaru buszu na wschodzie Australii. Teraz Toni Doherty, która uratowała zwierzę, odwiedziła je w szpitalu. Opowiedziała również, jak wyglądały te chwile z jej perspektywy.
Kobieta jechała jedną z dróg w mieście Port Macquarie. Nagle zobaczyła koalę, wyskoczyła z auta i rzuciła się na ratunek.
- Byłam przerażona. Widziałam, jak wybiega z płomieni. Wyglądał tak bezbronnie biegając po drodze - relacjonowała kobieta australijskim mediom.
Na nagraniu z akcji ratunkowej słychać było krzyk i płacz zwierzęcia. - Nigdy wcześniej nie słyszałam płaczu koali. Nawet nie wiedziałam, że to potrafią. To było wzruszające. Wiedziałam, że muszę ją stamtąd jak najszybciej wydostać - mówiła Doherty.
50 procent szans na przeżycie
Po akcji ratunkowej zwierzę trafiło do szpitala w Port Macquire, gdzie je opatrzono. Tam też otrzymało imię Lewis na cześć jednego z wnuków Doherty. Życie koali nadal jest jednak zagrożone.
"Szacujemy, że jego szanse na przeżycie wynoszą 50 procent. Jego stopy są całkowicie spalone, ma poparzenia klatki piersiowej i brzucha. Został zabandażowany, podano mu antybiotyki" - przekazały władze szpitala.
Jeśli Lewisowi uda się przetrwać, koala będzie jednym z tych, którym się poszczęściło. W wyniku ostatnich pożarów w Australii zginęło kilkaset tych zwierząt, niektóre szacunki mówią o 350.
Autor: dd/aw / Źródło: 9news.com.au