- Wciąż czekam na kolejne fakty. Mam nadzieję, że Tomek mimo wszystko będzie mógł wrócić do Polski - powiedziała we wtorek Natalia Dziemianczuk, żona polskiego aktywisty Greenpeace'u aresztowanego w Rosji. Jak dowiedziała się TVN24, mężczyzna wyjdzie na wolność za kaucją prawdopodobnie w piątek.
- Z tego co wiem, to ta informacja nie jest jeszcze w stu procentach pewna. Myślę, że w ciągu kilku najbliższych dni wszystko się wyjaśni. Liczę na to, że nawet w oczekiwaniu na przyszły proces będzie mógł być tu na miejscu i ewentualnie dojeżdżać, jeśli będzie taka konieczność - powiedziała żona aktywisty.
Nie wybiera się do Rosji
Natalia Dziemianczuk przyznała jednocześnie, że wciąż jest w stałym kontakcie z Greenpeace, które przekazało jej, że nie musi się martwić o kaucję dla męża. - Nie znam dokładnej kwoty, jaką trzeba wpłacić. Z informacji, które do mnie dotarły wiem tylko tyle, że mam się nie martwić o te finanse - powiedziała.
Dziemianczuk liczy również na to, że niedługo będzie mogła skontaktować się z mężem. - Wydaje mi się, że jeżeli Tomek opuści już areszt i będzie przebywał, czy w ambasadzie, czy w jakimkolwiek innym miejscu, to będzie miał taką możliwość, by wykonać chociażby krótki telefon - oceniła.
Zapytana, czy wybierze się teraz do Rosji odpowiedziała, że nie podjęła jeszcze takiej decyzji. - Jeśli sprawa będzie się przeciągała w czasie, to wtedy rozważę taką opcję - dodała.
To nie koniec walki
Komitet Śledczy FR wnioskował wcześniej o przedłużenie aresztu 37-letniemu Dziemianczukowi. Polak prosił jednak sąd o zwolnienie za kaucją. Do jego prośby przychylił się prokurator.
Kalininski Sąd Rejonowy w Petersburgu uwzględnił we wtorek ich wnioski i zmienił ekologowi środek zapobiegawczy z tymczasowego aresztu na kaucję w wysokości 2 mln rubli (200 tys. zł.).
Zwolnienie za kaucją nie oznacza jednak zakończenia sprawy. Cała trzydziestka zatrzymanych aktywistów ma postawiony zarzut chuligaństwa, co jest w Rosji zagrożone karą do 7 lat więzienia. Także pierwotne zarzuty piractwa nie zostały jeszcze formalnie zmienione, choć prokuratura zapowiedziała odstąpienie od nich. Prawnicy zatrzymanych, mimo próśb, nie dostali tej decyzji na piśmie.
Zatrzymani na Morzu Barentsa
18 września działacze Greenpeace'u z pokładu statku "Arctic Sunrise" usiłowali dostać się na należącą do koncernu paliwowego Gazprom platformę wiertniczą "Prirazłomnaja" na Morzu Barentsa, aby zaprotestować przeciwko wydobywaniu ropy naftowej w Arktyce. Interweniowała straż przybrzeżna Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), która zatrzymała statek i odholowała do Murmańska, a ekolodzy trafili do aresztu.
Początkowo Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej postawił aresztowanym zarzut piractwa, za co groziło im od 10 do 15 lat pozbawienia wolności w kolonii karnej. 23 października Komitet Śledczy zakomunikował, że zmienił oskarżonym kwalifikację czynu z "piractwa" na "chuligaństwo". Zmiana ta oznacza złagodzenie zarzutów - chuligaństwo jest zagrożone karą do 7 lat łagru.
11 listopada ekolodzy zostali przewiezieni z Murmańska do Sankt Petersburga, gdzie umieszczono ich w trzech aresztach śledczych. Źródła w rosyjskich organach ścigania wyjaśniły, że chodziło o poprawę warunków ich przetrzymywania.
Autor: dp/par / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Pomorze