Kiedy Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt dotarło do Bobiego, był skrajnie wychudzony. - To, co zastaliśmy na miejscu, trudno opisać. Skrajnie wychudzony psi szkielet, który nie był w stanie się podnieść – mówi prezes TTOPZ. Psa nie udało się uratować. Właściciel Bobiego usłyszał zarzuty znęcania się nad nim ze szczególnym okrucieństwem. Decyzją sądu mężczyzna trafił do aresztu.
Zawiadomienie do prokuratury o znęcaniu się nad Bobim złożyli 13 kwietnia wolontariusze z Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt. Śledztwo w tej sprawie wszczęła Prokuratura Rejonowa Toruń-Wschód. Śledczy odebrali zeznania, przesłuchali świadków i przeprowadzili sekcję zwłok zwierzęcia.
- W piątek prokurator przedstawił Pawłowi A. zarzut popełnienia przestępstwa z artykułu 35, ustęp 2. Ustawy o ochronie zwierząt, czyli znęcania się nad tym zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem – mówi Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Dodał, że prokurator skierował do sądu wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy i sąd ten wniosek uwzględnił.
Mężczyźnie grozi teraz do pięciu lat więzienia.
"Skrajnie wychudzony pies, który nie był w stanie się podnieść"
Zgłoszenie razem ze zdjęciami wychudzonego psa w typie shar pei Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt dostało 9 kwietnia około godziny 21.30. - Po nitce do kłębka udało nam się dotrzeć do tego, kim jest właściciel i jak do tego mieszkania się dostać. Z samego rana w sobotę tam pojechaliśmy – opowiadał Piotr Korpal, prezes Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt.
Drzwi otworzył właściciel mieszkania. Właściciela Bobiego nie było w środku. - Właściciel lokalu wpuścił nas do środka, co ułatwiło sprawę, bo nie musieliśmy wzywać policji. To, co zobaczyliśmy, trudno opisać. Skrajnie wychudzony pies, który nie był w stanie się podnieść, leżał na kanapie w swoich odchodach. Nie kontaktował. Wyglądał dużo gorzej niż na zdjęciach, które otrzymaliśmy dzień wcześniej – mówił Korpal.
Jak dodał, Bobi był w takim stanie, że wolontariusze nie wykonywali żadnych formalności, tylko kilka zdjęć i od razu zawieźli go do kliniki weterynaryjnej w Toruniu.
- Zwróciliśmy się o pomoc do zaprzyjaźnionej fundacji Najlepszy Przyjaciel w Toruniu, by nam pomogli w opiece weterynaryjnej. Oni zajęli się opieką, a my dogrywaniem całej sprawy od strony strony formalnej, czyli między innymi zawiadomieniem do urzędu miasta o odbiorze zwierzęcia, zawiadomieniem do prokuratury i kontaktem z właścicielem – wymieniał prezes TTOPZ.
Niestety już następnego dnia w niedzielę przyszła najgorsza wiadomość – Bobiego nie udało się uratować.
"Chorował, ale do takiego stanu doprowadziło ludzkie zaniedbanie"
- Bobik nie dał rady. Miał zapalenie płuc, miał powiększone serce, miał niewydolność nerek, chorą tarczycę, właściwie miał wszystko. Na podstawie wstępnych badań medycznych lekarze twierdzą, że Bobik był prawdopodobnie chory, ale trzeba jasno powiedzieć, że do takiego stanu doprowadziło go ludzkie zaniedbanie. Każdą chorobę można leczyć – mówi Korpal. - Wiadomo, że bywają choroby śmiertelne, ale jeśli ten pies faktycznie był chory, to był nieleczony, a ustawa o ochronie zwierząt mówi wyraźnie, że nieleczenie zwierzęcia jest również znęcaniem się – dodał.
Bobi był psem w typie shar pei. Był w takim stanie, że na podstawie jego wyglądu ciężko określić wiek, prawdopodobnie miał pięć lat.
- Był skrajnie wycieńczony, niedożywiony. Według informacji, jakie uzyskaliśmy, nie jadł od pięciu dni. Brak pieniędzy nie jest przeszkodą, weterynarze mają kontakt z organizacjami pożytku publicznego, które pomagają, istnieje też schronisko dla zwierząt, które by przygarnęło takiego psa – mówił Korpal.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Toruńskie Towarzystwo Ochrony Praw Zwierząt