Sprawą śmierci 5-letniego Kacperka zajmie się prokuratura. Rodzice chłopca złożyli zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarkę, która nie przyjęła chłopca do szpitala w Kartuzach. Kacper trafił tam w wielkanocny poniedziałek. Był siny, słaniał się na nogach i miał tylko 33 stopnie Celsjusza. Odesłano go do domu. Kiedy trafił do szpitala w Gdańsku było już za późno, chłopiec zmarł.
W tym tygodniu do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku trafiło zawiadomienie rodziców o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarkę, która nie przyjęła 5-letniego Kacperka do szpitala.
- Zawiadomienie dotyczy narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osobę, na której ciążył obowiązek opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo – poinformowała Grażyna Wawryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Jak wyjaśniła, sprawą zajmie się Prokuratura Rejonowa w Kartuzach.
"Stwierdziła, że dziecko jest zdrowe"
Kłopoty zdrowotne Kacpra zaczęły się w kwietniu, kiedy chłopiec dostał gorączki. Jego stan się nie poprawiał, więc rodzice zabrali go do lekarza. Ten stwierdził, że to zapalenie oskrzeli. Zapisał dziecku antybiotyk i odesłał do domu. Następnego dnia Kacper czuł się gorzej. Podczas kolejnej wizyty lekarz zapisał kolejny antybiotyk i stwierdził, że to już nie zapalenie oskrzeli, a jedynie zapalenie gardła.
Wieczorem rodzice zadzwonili na pogotowie. Usłyszeli, że powinni mieć skierowanie do szpitala. Zdobyli je i pojechali do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Kartuzach. Ale wtedy dziecko miało już bardzo wysokie ciśnienie i niską temperaturę - tylko 33 stopnie Celsjusza.
- Ledwo siedział na krzesełku, on się słaniał. Mąż podskoczył do niego, trzymał go. Nie mógł uleżeć na pleckach, ciężko oddychał - wspominała pani Agnieszka.
Z relacji rodziców chłopca wynika, że dyżurująca lekarka przebadała chłopca. - Przyjechaliśmy z takim spadkiem temperatury, a pani doktor mówi do nas: czy on spał na dworze - opowiadała pani Agnieszka.
"Dramatyczna walka o każdy oddech"
7 kwietnia wieczorem stan chłopca był jeszcze gorszy. Dlatego rodzice wezwali karetkę do domu. - Kacper nagle wstał odwrócił się i już potem nie było z nim kontaktu – wspominała matka dziecka. Kiedy dziecko straciło przytomność jego ojciec zaczął reanimację.
Po kilkudziesięciu minutach ekipie pogotowia udało się przywrócić pracę serca. Chłopiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Wojewódzkiego Szpitala w Gdańsku. - To była dramatyczna walka i to o każdy oddech - powiedział Dariusz Kostrzewa ze Szpitala Copernicus w Gdańsku.
Lekarze przez trzy dni walczyli o jego życie, bezskutecznie. Chłopiec zmarł 10 kwietnia.
"Nie mamy sobie nic do zarzucenia"
Rodzice nie mogą się pogodzić ze stratą dziecka. Nie chcą ujawniać swojej tożsamości, ale bardzo zależy im na tym, by żadne dziecko nie musiało już cierpieć tak jak ich syn. - Chcemy, żeby ta lekarka straciła prawa do wykonywania zawodu i już nie skrzywdziła żadnego dziecka - dodała pani Agnieszka.
Szpital najwyraźniej nie poczuwa się do odpowiedzialności. - Nie mamy o czym rozmawiać. My nie mamy sobie nic do zarzucenia. Mogę pani tylko powiedzieć, że był chłopiec, został zbadany i pojechał do domu - mówił Marek Tybor, naczelny lekarz Szpitala Powiatowego w Kartuzach.
Sprawę 5-latka bada Rzecznik Praw Pacjenta.- Zastanawiam się co tutaj zawiodło. Czy zabrakło empatii czy po prostu zawiniła rutyna - skomentowała sprawę Krystyna Barbara Kozłowska, Rzecznik Praw Pacjenta.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24