Muzeum Fort Gerharda w Świnoujściu (Zachodniopomorskie) poinformowało o kolejnej sytuacji spowodowanej nagłym zamknięciem strefy wokół gazoportu. Jedna z kóz żyjących na terenie fortu zachorowała i konieczna była pilna pomoc weterynarza. Ten jednak nie mógł dojechać na miejsce z powodu zakazu, więc koza została przewieziona autem.
Piotr Piwowarczyk z "Fortu Gerharda - Muzeum Obrony Wybrzeża" przekazał nam, że we wtorek doszło w placówce do kolejnej stresującej sytuacji związanej z tym, że od ponad miesiąca Fort Gerharda jest odcięty od świata.
13 kwietnia wojewoda zachodniopomorski Zbigniew Bogucki - na wniosek Straży Granicznej i po konsultacjach z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego - w trybie pilnym i bezterminowo wprowadził zakaz przebywania w odległości 200 metrów od gazoportu. Decyzja spowodowała zamknięcie sporej części prawobrzeża Świnoujścia, w tym plaży, a także latarni i muzeum Fort Gerharda oraz Podziemnego Miasta.
Marysia walczy o życie
– Nie mogą dojechać do nas turyści, a we wtorek nie mógł także weterynarz, którego uznano za potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa świata. Jego pomocy potrzebowała nasza koza Marysia – przekazał nam Piwowarczyk. W Forcie Gerharda mieszka stado kóz, które służą jako ekologiczne kosiarki do trawy, którą bujnie porośnięte są okoliczne wały.
– Do tej pory, gdy potrzebowały pomocy weterynaryjnej, lekarz przyjeżdżał do zwierząt. Teraz koza w trybie pilnym musiała zostać przetransportowana samochodem osobowym do lecznicy – opowiada przedstawiciel muzeum. Zdjęcie z akcji placówka zamieściła w mediach społecznościowych.
Marysia dostała leki, ale wciąż walczy o życie. Ma ciężkie zatrucie pokarmowe. – Sytuacja jest podbramkowa – wyjaśnił pan Piotr.
Absurd i bankructwo
Jak przekazuje nam Piwowarczyk, kuriozalność sytuacji, z jakimi od ponad miesiąca się borykają, jest trudna do wyobrażenia. – Mamy do czynienia z milionem absurdów. Z jednej strony mamy takie sytuacje, jak z Marysią, a z drugiej codziennie drobiazgowo nas sprawdzają na rogatkach, włącznie ze sprawdzaniem stanu pojazdów, otwieraniem bagażników – opowiada. Jednej z pracownic zabrano nawet dowód rejestracyjny z powodu złego stanu jednej z opon.
– Z kolei tirów w ogóle się nie sprawdza, a pod Baltic Pipe można praktycznie podejść. To o co tutaj chodzi, bo chyba nie o bezpieczeństwo? Nie ma w tym logiki – komentuje przedstawiciel muzeum.
Ponadto dziś placówka dowiedziała się, że na razie dziennie będą odbywały się tylko dwa rejsy w obie strony do ich przystani – droga wodna jest obecnie jedyną, którą można się dostać w okolice fortu i latarni. – W ubiegłych latach w weekendy majowe mieliśmy po około 200 gości. W ostatni weekend mieliśmy 4 klientów – porównuje Piwowarczyk.
– Pozostaje nam droga sądowa, ale zanim postępowanie się skończy, zapewne po kilku latach, my już dawno nie będziemy istnieć – uważa. – Tymczasem walczymy o życie Marysi, bo to teraz jest najważniejsze – dodaje.
Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Fort Gerharda - Muzeum Obrony Wybrzeża