Władze Gdańska odwołają się od umorzenia sprawy usunięcia w ubiegłym roku przez działaczy Solidarności napisu "im. Lenina" znad bramy gdańskiej stoczni - poinformował w piątek rzecznik prezydenta Gdańska, Antoni Pawlak.
Napis "im. Lenina" i symbol Orderu Sztandaru Pracy zostały odcięte 28 sierpnia 2012 r. przez działaczy KK NSZZ "S" w proteście przeciwko działaniom władz Gdańska. Urząd odtworzył nad bramą napis "Stocznia Gdańska im. Lenina", chcąc w ten sposób uczynić z niej swoiste świadectwo historii.
Usunięcie napisu "równoznaczne ze zniszczeniem"
Jak powiedział rzecznik prezydenta Gdańska, Antoni Pawlak, miejscy prawnicy uznali, że usunięcie z bramy napisu "im. Lenina" oraz symbolu Sztandaru Orderu Pracy jest równoznaczne z jej zniszczeniem, ponieważ brama pozbawiona wspomnianych elementów nie stanowi już pewnej zamierzonej całości.
- Prawnicy przytoczyli taki przykład, że gdyby ktoś usunął z koszulki reprezentanta Polski emblemat godła, to nadal będzie to koszulka, ale nie koszulka reprezentanta. Nie będzie więc tym samym - powiedział Pawlak.
Prawnicy przywołali także w odwołaniu opublikowane przez media wypowiedzi m.in. członków Solidarności, którzy twierdzili, że jeśli miasto przywróci usunięte elementy, oni ponownie usuną je z bramy.
Sąd nie dopatrzył się "czynu zabronionego"
Na początku lutego Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa podjęła decyzję o umorzeniu sprawy, nie dopatrując się w działaniach związkowców czynu zabronionego.
W śledztwie ustalono, że podejmując decyzję o demontażu napisu "im. Lenina" i symbolu Orderu Sztandaru Pracy, członkowie Solidarności postanowili po zdjęciu wspomnianych elementów oddać je miastu, które jest właścicielem historycznej bramy stoczni - przekazał szef jednostki Cezary Szostak.
- Zamiarem związkowców nie było więc zniszczenie elementów bramy, ale ich demontaż - wyjaśniał Szostak dodając, że śledczy ustalili, iż usunięte przez związkowców elementy nie były objęte ochroną związaną z wpisem do rejestru zabytków. - Ochrona taka dotyczy samej bramy i części muru - zaznaczył.
"Myśmy po prostu posprzątali"
Po usunięciu elementów bramy szef "S" Piotr Duda mówił dziennikarzom, że Komisja zrobiła to, co do niej należało. - Myśmy po prostu posprzątali. Miejsce Lenina jest na śmietniku historii - wyjaśniał.
Po akcji "S" miasto zawiadomiło policję o uszkodzeniu należącego do niego mienia. Sprawą zajęła się też prokuratura Gdańsk-Oliwa. Kilka dni po demontażu policja zwróciła się do związkowców o oddanie odpiłowanych elementów, a ci dali je funkcjonariuszom.
Starty wyceniono na prawie 9 tys. zł
Podejmując w lutym decyzję o umorzeniu sprawy prokuratura poinformowała, że - w związku z usunięciem napisu i orderu - miasto wyceniło swoje straty na prawie 8,9 tys. zł: tyle kosztowałoby ponowne umieszczenie na bramie zdjętych elementów.
- Po rozpatrzeniu odwołania przez sąd, zdecydujemy, czy podejmiemy jakieś kroki w tej sprawie - powiedział w piątek Pawlak.
Lenin wrócił na bramę
Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r. i w połowie maja ub.r., w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy, a także napisy "Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się", "Dziękujemy za dobrą pracę" oraz postulaty strajkowe.
Odtworzenie bramy kosztowało prawie 68 tys. zł.
Zawiadomienia o propagowaniu idei komunistycznych
Takim zmianom od początku sprzeciwiała się "S" gdańskiej stoczni: napis "im. Lenina" kilkakrotnie był zasłaniany transparentem ze słowem "Solidarność". Troje pomorskich posłów PiS - Anna Fotyga, Andrzej Jaworski i Maciej Łopiński - złożyło też do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przez miasto przestępstwa polegającego na propagowaniu idei komunistycznych.
Prokuratura umorzyła jednak sprawę, uznając argumenty samorządu, że brama jest "świadkiem historii".
Autor: ws/mz / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Gdańsk | Grzegorz Armatowski