Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał w piątek wyroki sądu niższej instancji roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata dla organizatorów koncertu w hali Stoczni Gdańskiej w 1994 r. Podczas imprezy doszło do pożaru. Zginęło 7 osób, a ponad 280 zostało rannych.
W czerwcu 2012 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał organizatorów imprezy z Agencji FM, związanej z katolickim Radiem Plus Gdańsk - Tomasza Tarnowskiego (oskarżony zgodził się na podanie nazwiska) i Jarosława K. na karę jednego roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Od tego wyroku odwołali się obrońcy oskarżonych.
Wyrok "sprawiedliwy"
- Wyrok ten jest trafny, słuszny i sprawiedliwy - powiedział w uzasadnieniu piątkowego orzeczenia SA sędzia Krzysztof Ciemnoczołowski. Jak podkreślił, obaj oskarżeni, jako odpowiedzialni za bezpieczeństwo uczestników, koncertu "zaniechali jakichkolwiek działań w celu otwarcia drzwi ewakuacyjnych".
Zdaniem sądu, nie można zgodzić się z argumentacją obrony, że na oskarżonych ciążyły obowiązki niewykonalne.
- Kwestia tak prosta, czysto życiowa, jak zainteresowanie się, czy doszło do otwarcia krat nie jest obowiązkiem niewykonalnym. Jest zrozumiałe, że gdy jest mecz na 40 tys. osób, to organizator nie będzie osobiście chodził od bramy do bramy i sprawdzał, czy są otwarte, ale wtedy może zlecić to innym. W tamtej sytuacji tych wyjść ewakuacyjnych było jednak niewiele, koncert był na kilkaset osób, a oskarżeni byli osobiście na miejscu - mówił sędzia.
Zamknięte drzwi ewakuacyjne
Jak podkreślił Ciemnoczołowski, "to instynkt samozachowawczy, czy też instynkt uchronienia osób, za które się odpowiada, powinien podsunąć oskarżonym" myśl o skontrolowaniu, czy wyjścia ewakuacyjne są drożne.
- Każdy człowiek w takiej sytuacji powinien się zastanowić nad tym, "a co będzie, jak wybuchnie pożar?". Ta hala być może nie była idealna, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to było dość dawno i inne czasy, ale opinie biegłych są bezlitosne: gdyby drzwi ewakuacyjne były otwarte, to nawet z tak niedoskonałej hali można się było uratować - ocenił sąd.
Zaszokowany orzeczeniem sądu
Zszokowany orzeczeniem sądu był Tomasz Tarnowski.
- Nie jestem w stanie uwierzyć w to, co usłyszałem. Jakby 17 lat tego procesu, ujawniania faktów, nie miało miejsca. Zatrudniliśmy do obsługi technicznej koncertu ok. 60 osób i ta ekipa była prowadzona przez ludzi, którzy na co dzień tam pracowali, czyli straż przemysłową. W sumie wszystkich kluczy na hali było 25 sztuk. Jak osoba postronna, która przychodzi na krótko na tę halę, ma pootwierać wszystkie drzwi? - mówił dziennikarzom oskarżony.
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku jest prawomocny.
Ćwiąkalski obrońcą
Jeden z trzech obrońców Tarnowskiego, b. minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski, uważa, że szanse, aby wnieść w tej sprawie kasację do Sądu Najwyższego są "minimalne", ponieważ takie kroki prawne możliwe są w przypadku wyroku z bezwzględną karą więzienia.
Niewykluczone, że teraz odszkodowań wobec oskarżonych mogą żądać poszkodowani w pożarze. Od kilkunastu lat procesy cywilne w tej sprawie są zawieszone. Tarnowski przyznał, że takich żądań finansowych wobec niego jest ok. 30.
Pożar w hali Stoczni Gdańskiej
Pierwszy wyrok w procesie ws. pożaru hali Stoczni Gdańskiej zapadł w czerwcu 2010 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku uniewinnił wówczas Tarnowskiego, Jarosława K. oraz b. komendanta stoczniowej straży pożarnej Jana S. Jedynym skazanym był Ryszard G., ówczesny kierownik stoczniowej hali. Wobec dwóch ostatnich mężczyzn wyroki już się uprawomocniły.
Po raz pierwszy proces rozpoczął się w styczniu 1997 r., po dwóch latach został jednak zawieszony. Po raz drugi akt oskarżenia został odczytany w styczniu 2000 r. Proces został jednak przerwany z powodu zawieszenia w listopadzie 2001 roku w obowiązkach służbowych przewodniczącego składu sędziowskiego Wojciecha O. Sędzia, prowadząc samochód po pijanemu, spowodował kolizję.
Koncert Golden Life
24 listopada 1994 r. w stoczniowej hali można było obejrzeć transmisję satelitarną z wręczenia nagród MTV w Berlinie. Towarzyszył jej koncert zespołu Golden Life. W hali znajdowało się ok. 700-800 osób.
Według świadków pożaru, ogień wybuchł niemal jednocześnie na widowni, gdzie zapaliły się ławki, oraz na drewnianym dachu. Ludzie w popłochu rzucili się do wyjścia. Z pięciu drzwi hali, tylko trzy były otwarte. Przybyła na miejsce jednostka straży pożarnej nie mogła zająć się gaszeniem ognia, ponieważ musiała najpierw udrożnić drogi ewakuacyjne.
Prokuratura ustaliła w trakcie śledztwa, że pożar w hali był wywołany podpaleniem. Do dziś nie udało się wykryć sprawcy.
Autor: aja/mz / Źródło: PAP