Śledczy zarzucają Ryszardowi S. bezduszne i bestialskie traktowanie zwierząt. Oskarżony większości faktów nie zaprzecza. Twierdzi, że nie znęcał się nad zwierzętami, a swoim zachowaniem tak naprawdę im pomagał. Dziś rozpoczął się jego proces.
Odczytany dziś przed Sądem Rejonowym w Goleniowie akt oskarżenia w sprawie Ryszarda S. przedstawia przerażającą sytuację, która zdaniem śledczych miała miejsce w jego gospodarstwie na terenie Nowogardu w Zachodniopomorskiem. Mężczyzna miał wyjątkowo okrutnie znęcać się nad swoimi zwierzętami – 17 psami, dwiema krowami i koniem.
Drastyczne szczegóły "pomocy" zwierzętom
Najbardziej drastyczny w mowie pani prokurator był opis ocielenia się dwóch krów należących do S. W obu przypadkach mężczyzna miał przywiązać głowę krowy do zderzaka i wtedy próbować wyciągać cielaka. Jedna z krów i jej młode zdechły po takim zabiegu. Ich mięsem S. miał karmić psy.
Jak ustalili prokuratorzy, mężczyzna miał także przywiązać głowę konia do jego nogi 40-centymetrową linką. Zwierzę musiało przez długi czas stać w niewygodnej pozycji. Miało to przeszkodzić mu w bieganiu.
Wiele z psów na ranczu Ryszarda S. miało mieć złamania, a jedna z suk miała wrośniętą w skórę obrożę. Czworonogi miały być chore i bardzo zaniedbane.
Ryszard S. odniósł się do zarzutów. Nie zaprzeczył, by przyjmował porody krów w sposób przedstawiony w akcie oskarżenia. Wręcz przeciwnie – przyznał, że robił tak wielokrotnie, również pomagając w ten sposób sąsiadom przy ocieleniu ich krów.
Twierdzi, że jest niewinny
Nie zaprzeczył także, by przywiązał nogę konia do jego głowy, ale prostował, że linka miała 70 centymetrów. Suka, której obroża wrosła w skórę, miała jego zdaniem nagle przytyć, czego nie zauważył i dlatego obroża stała się zbyt ciasna.
- Ja kocham zwierzęta i nie chciałem im zrobić krzywdy – zeznawał Ryszard S. – Pomagałem tym zwierzętom – dodał.
Sprawa wyszła na jaw w kwietniu ubiegłego roku za sprawą organizacji pomagających zwierzętom. Nie kryły one oburzenia po oględzinach rancza. – Musieliśmy dosłownie chodzić po kościach. One były wszędzie – mówiła nam Joanna Butyńska z Fundacji "Psia Kość".
Wiele zwierząt miało wrośnięte łańcuchy czy poprzetrącane kończyny. – Ich właściciel nie przejmował się zupełnie ich stanem – mówiła z kolei Ewa Grabowska z TOZ Animals.
Psy mieszkały w prowizorycznych boksach. Słabe i chore zwierzęta miały być dobijane, a ich mięsem właściciel miał karmić pozostałe. Wszystkie odebrane mieszkańcowi Nowogardu zwierzęta zostały przekazane do adopcji lub schronisk, a Ryszard S. trafił do aresztu.
O strasznej hodowli informowaliśmy w kwietniu:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa, alep/mś / Źródło: TVN24 Szczecin
Źródło zdjęcia głównego: tvn24